Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

Spektakularne samobójstwo

28 grudnia 2014

- Trzy pięćdziesiąt – oświadczyła kasjerka w sklepie osiedlowym. – I najlepiej drobne, bo mogę nie mieć wydać.

Miałem drobne, dałem jej odliczoną kwotę.

- Dziękuję – powiedziałem i wziąłem się za pakowanie chleba do foliówki.

- Mógłby pan zlitować się nad tym biednym dzieciakiem i pozwolić mu, on tak bardzo tego potrzebuje. Też chce poczuć się potrzebny, pomocny – kasjerka ściszyła głos i mówiła do mnie w wielkiej konspiracji. Stojąca za mną pani w brązowej garsonce przytakiwała jej całym ciałem.

Popatrzyłem na nie i lekko oburzony opuściłem sklep. Czy te baby zwariowały? Poczułem się osaczony. Może faktycznie byłoby lepiej, gdybym pozwolił temu Leszkowi, żeby coś dla mnie zrobił, a dokładnie – żeby mi pomógł, tak jak ja podobno pomogłem jemu.

W drodze do domu nikt nie udzielał mi dodatkowych porad, chociaż miałem dziwne wrażenie, że każdy mijany człowiek tylko czekał na okazję, aby wygłosić jakieś pouczenie i ponaglić mnie do zrezygnowania z egoistycznych pobudek. W domu nie było nikogo, ojciec miał przecież wrócić dzisiaj później. Pracował w cementowni, pewnie dostali jakieś dodatkowe zlecenie.

Dokładnie w chwili, gdy mama wróciła do domu, zadzwonił nasz telefon stacjonarny. W takich sytuacjach mama miała niesamowite przyśpieszenie – żaden z domowników nie miał z nią szans w sprincie w kierunku aparatu.

- Halo – odezwała się do słuchawki, a ja patrzyłem, jak blednie. Ojciec nie żyje, wpadł do jednej z tych wielkich betoniarek i go zamurowało, pomyślałem w pierwszej chwili. Mama słuchała przez moment z otwartymi ustami, po czym wymierzyła słuchawkę w moją stronę i oznajmiła:

- Do ciebie.

Wziąłem słuchawkę, przytknąłem do ucha, dziwna jakaś była, bo już się odzwyczaiłem od gadania przez stacjonarny, i po cichu powiedziałem:

- Halo.

Osoba po drugiej stronie połączenia wahała się przez trzy sekundy, może dla nadania sobie odwagi, po czym uroczystym głosem przemówiła:

- Czy mam zaszczyt rozmawiać z panem Jędrzejem Wiergolas?

- Tak – odparłem. – Z Jędrzejem Wiergolasem, jeśli można, ja się deklinuję – sprostowałem nieco urażony, bo strasznie mnie wkurzało, kiedy ktoś stosował tę dziwaczną, półpoprawną wersję.

- Pan się deklinuje? To może ja później zadzwonię, nie chcę przecież przeszkadzać – mój rozmówca chyba nieco się spłoszył.