Spektakularne samobójstwo

Urwałem się wcześniej z roboty, mam taki system, że mogę czasem pokombinować z godzinami, szycha w Mc Donaldsie, co tu dużo gadać. Szedłem do domu przez park, w uszach słuchawki, w słuchawkach dźwięki muzyczki ściągniętej z Internetu, a tu nagle wyrasta przede mną jakiś chłoptaś i porusza otworem gębowym.
- Czekaj chwilę, muzykę wyłączę – mówię do niego, bo faktycznie nic nie słyszę. Lubię wetknąć sobie słuchawki głęboko do ucha, a wtedy to koniec, prawie nie słyszę, co się na zewnątrz dzieje. Kiedyś tak pod rower wlazłem, moja wina, bo na ścieżce rowerowej byłem. Jechał jakiś bysio, wywrócił się, ale jak już wstał, to po chwili ja leżałem wywrócony i skrytykowany obuwiem rowerowym, które wcale nie należy do miękkich.
Wyjąłem słuchawki, patrzę na gościa i chyba zaczynam kojarzyć.
- To ty – mówię do niego.
- Tak, to ja – odpowiada zadowolony Leszek.
- Czego chcesz? Znowu będziesz skakał? – zaczynam się śmiać, chociaż chciałem być poważny.
Leszek pochmurnieje. Chyba go uraziłem, no ale teraz to pozostało tylko się z tego śmiać, co nie?
- Nie – mówi. – Nie będę już skakał. Chciałbym już nie skakać. Kupiłem ci to, o co prosiłeś – i wyciąga w moją stronę jakieś zawiniątko.
- A co to? – pytam i biorę, bo jak nie wezmę, to na pewno się obrazi, po oczach widzę, że jeszcze dobrze nie ochłonął i byle iskra może doprowadzić do wybuchu. Z takimi lepiej po dobroci.
- To, o co prosiłeś – powtarza z naciskiem, jakby zirytowany, że nie zrozumiałem za pierwszym razem.
Urwałem wstążkę, rozdarłem papier i zobaczyłem bombonierkę. Zacząłem się śmiać.
- Kolego, bombonierkę mi kupiłeś! – wykrzykuję z niedowierzaniem. – Jak jakiejś pannie!
- Przecież chciałeś, żebym ci kupił bombonierkę – mówi Leszek, bardzo cicho mówi, ledwo go słyszę.
- To taki żart był… - zaczynam, ale kiedy zauważam jego wzrok i zaciśnięte pięści, mówię: - Ale w sumie fajnie, lubię czasem wciągnąć czekoladkę. Dziękuję ci. Już nic więcej mi nie kupuj.
- Dobrze, ale chcę ci podziękować. Chcę ci jakoś pomóc – napiera niestrudzony Leszek.