Spektakularne samobójstwo

- Za co? – zdziwiłem się.
- Za uratowanie mi życia – opuścił oczy, może zebrało mu się na płacz. Po takich przeżyciach to możliwe. Czasami lepiej sobie poryczeć gdzieś w zaciszu zamiast od razu wspinać się na dachy i zapowiadać nudne skoki.
- Co ty gadasz? – obruszyłem się. – Po prostu z tobą pogadałem i pokazałem, że nie zrobiłbyś nic oryginalnego. Że nie byłbyś tym pierwszym z tego dachu.
- Naprawdę? – zaczął chlipać.
- No już dobrze, nie rycz. Wcale ci nie pomogłem, może nawet było odwrotnie, może przeszkodziłem ci w fajnej przygodzie.
- Nie mów tak. Uratowałeś mi życie. Jestem ci wdzięczny za twoją pomoc.
- Przestań, jaka pomoc? Nie ma o czym mówić. Tak w ogóle to Jędrzej jestem, na wypadek, gdybyśmy się jeszcze kiedyś spotkali – powiedziałem, wyciągnąłem rękę, którą on natychmiast uścisnął. Miał słaby uścisk, jakiś taki na śniętą rybę, a ja miałem nadzieję, że już się więcej nie spotkamy. Niech diabli wezmą nadzieję.
- Leszek.
- No, to jesteśmy kumplami. A teraz muszę lecieć, mam bardzo ważną rzecz do zrobienia w domu. Matce muszę pomóc w robieniu weków – znowu kłamałem.
- Tak, rodzicom trzeba pomagać – pochwalił mnie Leszek. – Bardzo ci dziękuję, jesteś moim bohaterem. Chciałbym ci się jakoś odwdzięczyć.
- No co ty! Za co? Nie ma o czym mówić!
- Ale ja muszę! – upierał się ocalony. Na jego wąskim czole pojawiły się krople potu, może adrenalina puszczała. Przeczesał sobie ciemne włosy, chyba nadal był zdenerwowany. – Po prostu muszę!
- He, he, bombonierkę mi kup! – zażartowałem. – Żartuję. Trzymaj się i nie rób więcej takich głupich numerów. Wszystkiego dobrego!
Oddaliłem się, bo nie mam pojęcia, co się robi z samobójcą, kiedy już zwabi się takiego na ziemię. Leszek wydawał się myśleć rozsądnie, chociaż co ja tam mogę o tym wiedzieć. Patrzysz na takiego, niby normalny, a tu po chwili jak nie odpierdoli takiemu! Poszedłem sobie, a on przecież mógł z powrotem wleźć na dach i jednak skoczyć. Ale tego nie zrobił. Przekonałem się o tym następnego dnia.