Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

Spektakularne samobójstwo

28 grudnia 2014

- Karolino…

- Przestań! Przestań się usprawiedliwiać! Masz już swoje lata, a ciągle jesteś jakimś tam menadżerem w Mac Donaldzie, ile to jeszcze może trwać? Ja chcę poważnego partnera, a nie chłopca przebranego za mężczyznę! Ty nawet samochodu nie masz!

Więc to tak, to o to chodzi. Samochodu nie mam. Ale w każdej chwili mogę mieć. Swoje lata już mam, owszem, dwadzieścia dwa, Karolina ma osiemnaście. To mi kobieta spoważniała, że hej!

- Nie dzwoń do mnie więcej! – Karolina postanowiła dorzucić parę drewien do paleniska pod moim stosem. – I zrób coś z tym Leszkiem, bo mi się naprzykrza.

Zaskoczyła mnie. Wreszcie mnie zaskoczyła. Leszek? A co ona ma z nim wspólnego?

- Leszek? A jak ci się naprzykrza? I w ogóle z jakiego powodu on…

- Nie wiem, co zaszło między wami. Dzwonił do mnie i prosił, żebym cię poprosiła, żebyś pozwolił mu sobie pomóc. Nie mam pojęcia, kto to jest ani o co mu chodzi, ale jeśli to jakaś twoja gierka, to spieprzaj na drzewo! Chłopca sobie znalazłeś czy co? Nienawidzę cię! – wcisnęła przycisk kończący rozmowę. Przypuszczam, że gdyby to był tradycyjny aparat ze słuchawką na sznurze, z pewnością spadłby na podłogę. Efekt fali uderzeniowej po atomowym ciosie zadanym kobiecą ręką. A z innej beczki – jakże cienka jest linia pomiędzy miłością i nienawiścią. Czasem mam wrażenie, że to jedno i to samo uczucie.

Leszek do niej dzwonił. Co to za gnój? I skąd on wziął jej telefon? I co on u licha wyprawia? Chętnie poszedłbym do parku, znalazł go i porządnie mu przyłożył, tyle że to żadna sztuka obić gębę takiej ofermie. To niemęskie bić słabszego. Założę się, że jest tam w parku i na mnie czeka. Niestety, obiecałem matce, że podejdę na działkę i przekopię kawałek ziemi, żeby mogła zasiać te swoje roślinki, buraczki, marchewkę czy co to tam ma być.  Każdej wiosny to robię, więc teraz nie mogę tego nie zrobić. Naraziłbym się na obrazę majestatu, a wtedy mam zagwarantowany wykład monograficzny każdego wieczoru. Póki mieszkam z rodzicami, wolę tego uniknąć.

- O, dobrze, że jesteś – powiedziała mama, kiedy zamknąłem za sobą furtkę przy ogrodzeniu naszej działki. Mieliśmy tam niewielką budkę, nazywaną szumnie domkiem, w której można było posiedzieć w cieniu, kiedy słońce za mocno przypiekało.

- Obiecałem, że przyjdę, no to jestem – uśmiechnąłem się do mamy.