Spektakularne samobójstwo
Dachowy macho stanął jak zamurowany. Zaczął się rozglądać na boki, jakby ratunku szukał. W końcu wydukał:
- No, skoczę z dachu i się zabiję.
Rozejrzałem się dookoła. I o co tu się zabić? Tu jakieś kwiatki, tam świeżo skopana grządka, krzaki jakieś się zielenią. Dobra, może i dałby radę się zabić, ale spektakularne to to nie będzie. Powielenie zużytych wzorców. I tak mu właśnie powiedziałem. A on na to, tak jakby zaczepnie:
- Tak sądzisz?
- No chłopie, pizgniesz tu w glebę, to najwyżej krety wystraszysz i mordę sobie ubrudzisz, no dobra, może jeszcze jakąś rękę złamiesz, żebro może jakieś, ale zabić się to nie dasz rady. Za miękko tu jest.
Gamoń na dachu zaczął wątpić w słuszność tej swojej chorej misji, cofnął się nawet o krok, pewnie po to, żeby przypadkiem nie spaść. Widziałem tylko głowę, która co chwila wychylała się i na mnie spoglądała.
- To może z drugiej strony skoczę? – krzyknął z dachu. Oczy mu latały na wszystkie strony, jakby desperacko szukał jakiegoś rozwiązania.
- No co ty? Po tamtej stronie bloku ludzie w ogóle nie chodzą. Nikt cię tam nie zobaczy. Chciałeś przecież spektakularnie – wyjaśniłem mu z zachowaniem naciąganej logiki, bo po tej stronie bloku tak naprawdę też nie było tłumów. Ludzie po prostu nadchodzili, mijali mnie i szli dalej. W pewnym momencie stanął obok mnie starszy pan w grubych okularach, popatrzył w górę, pokręcił z dezaprobatą głową i pomaszerował do kościoła albo do Biedronki. Pewnie nie mógł pojąć, na co się tak gapiłem. No co, na dach nie można se popatrzeć?
Dachowiec tymczasem milczał, więc zabrałem głos, bo już mi się zaczynało nudzić:
- Złaź na dół i przestań robić sztuczny szum. Telewizja nie przyjedzie, z gazet też nie przylecą. Był tu kiedyś taki jeden, co skoczył, wpadł w ten tu, no, co to jest, rabarbar jakiś czy co, narobił sobie wstydu i potem na osiedlu nie mógł się pokazać, bo wszyscy ze śmiechu padali. A dziewczyny to przede wszystkim, żadna nie chciała dać takiemu niedojdzie. Gdybym był babą, też bym mu nie dał, wstyd z takim ciamajdą, jeszcze spadnie z łóżka i poobija się na podłodze – kłamałem jak najęty, ale amator spektakularnego samobójstwa znikł mi z pola widzenia.
Ciekawe gdzie polazł, zacząłem się zastanawiać, może faktycznie sfrunie po drugiej stronie bloku? Nie zdążyłem przeprowadzić dalszego wywodu, bo po chwili pojawił się obok mnie i stuknął mnie w ramię.
- Dziękuję ci – wyszeptał.