Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

Płaszczak

31 marca 2017

Wracali do domu taksówką, nie rozmawiając. Taksówkarz zaczął biadolić na swój podły los, niskie zarobki, politykę i pogodę, ale kiedy żaden z pasażerów nie zareagował na jego rewelacje, postanowił zakończyć swą działalność krasomówczą. Janusz coś mruczał do siebie i Hania zdołała tylko zrozumieć „nie pojmuję, nie pojmuję”. Ona też nie pojmowała, więc też mogłaby zaczął tak mruczeć. Ale ona już przejmowała się czym innym – co powie rodzinie, koleżankom i reszcie zainteresowanych? Tak, te społeczne naciski…

W domu czekali na nich jej rodzice. Wyskoczyli na korytarz z jakimiś kwiatami, wstążkami i proporcami, jednak ich entuzjazm natychmiast zgasł, kiedy zamiast obszytej koronkami poduchy, w której darłby się nowonarodzony, zobaczyli tylko własną córkę i zięcia. Ci minęli ich bez słowa i weszli do mieszkania. Rodzice postali chwilę na korytarzu, po czym także weszli do środka. Nie wytrzymał ojciec:

- Ale jak to się stało? Jak do tego doszło?

- Do czego? – zdziwiła się Hania, zaskoczona tym, że w takiej sytuacji jest w stanie jeszcze się dziwić.

- Umarło czy urodziło się martwe? – wyszeptała matka z dłońmi przy ustach.

- Nie, nie…

- To gdzie dziecko? Co się stało? Matko przenajświętsza! – matka zaczynała histeryzować, a to mogło się źle skończyć.

Hania wyciągnęła z torebki zdjęcie i podała matce. To on, powiedziała. Jaki on, zapytała matka. Nasz syn, który się właśnie urodził. Ale gdzie on jest? Przecież to zdjęcie. No właśnie jest tu z nami, na tym zdjęciu. A gdzie jest nie na zdjęciu? W szpitalu, prawda? Został w szpitalu? A może już pochowany? Nie, mamo, nie ma go w szpitalu ani nigdzie indziej, on jest tylko tu. Żyje tu z nami na tym zdjęciu i tak już zostanie.

Hania nie wiedziała, co Janusz im potem naopowiadał, ale zadziałało, bo stała się rzecz dziwna – rodzice zaczęli zwracać się do nowego wnuka na zdjęciu tak, jak gdyby był normalnym dzieckiem w wersji „na żywo”. Ten sam motyw sprawdził się w przypadku rodziców Janusza, którzy zaczęli zachowywać się dokładnie tak samo i traktować zdjęcie jak żywego człowieka. Później do Hani dotarło, że mogli tak robić z całkiem innego powodu – Janusz mógł im powiedzieć, że Hania miała ciążę urojoną, a to zdjęcie to ratunek przed całkowitym szaleństwem. Taka hipoteza brzmiała nawet całkiem racjonalnie, więc cała rodzina dzielnie brała udział w przedstawieniu. Hania łapała ich czasem na tym, jak jej się bacznie przyglądali, może szukając czegoś, co zdradzi jej niestabilny stan czy wręcz totalne załamanie.