Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

Płaszczak

31 marca 2017

Koleżanki zaczęły jej gratulować i rozpływać się w zachwytach, rodzina także okazywała galopującą radość, a dziadkowie już przywitali trzeciego wnuka, choć ten był póki co maleńką kropelką gdzieś wewnątrz niej. I były momenty, kiedy ta radość jej się udzielała, jednak z jakiegoś powodu dręczył ją niewytłumaczalny niepokój. To nic racjonalnego, to jakieś głupie uczucie, może po prostu boję się tej ciąży albo trzeciego dziecka w domu, tłumaczyła sobie, starając się znaleźć pocieszenie. Ale niepokój nie mijał, a nawet narastał. Swoje apogeum osiągnął podczas wizyty u ginekologa, kiedy zrobiono pierwsze usg. Lekarz kręcił z niedowierzaniem głową, miał zafrasowane oblicze i nerwowo drapał się w łysiejącą potylicę.

- Co się dzieje, panie doktorze? – zapytała Hania, zaniepokojona wyrazem twarzy lekarza. Obraz na ekranie wydawał się normalny, może specjalista widział tam coś więcej.

- Nic, nic, wszystko w porządku, tylko sprzęt coś mi tu fiksuje – odparł ginekolog, ale Hania wcale mu nie uwierzyła. Tu nie chodziło o sprzęt. Sprawa dotyczyła czegoś innego, czego na razie nie dopuszczała do świadomości, bo było zbyt nierealne, nienormalne.

Tymczasem ciąża rozwijała się według ustalonych zasad, dziecię czasem trochę kopało, fikało koziołki czy co tam jeszcze taki malutki człowieczek może robić dla zabicia czasu, jednak Hani wcale to nie uspokajało. A już do furii doprowadzały ją słowa męża, rodziców i koleżanek, że wcale po tobie, skarbie, nie widać, że będziesz mieć dziecko, nic a nic, w ogóle, może tobie się tylko wydaje, przecież wcale nie masz brzucha, taka płaska jesteś. W takich momentach Hania powoływała się na wyższy autorytet, czyli pana doktora, który jednoznacznie twierdził, że ciąża jest, rozwija się i rozwiąże się we właściwym momencie. To zamykało usta wszystkim komentatorom, przynajmniej na jakiś czas. Potem znowu zaczynali, Hania odpierała atak autorytetem i tak w kółko.