Alergia
Zjechałem z drogi, zaparkowałem, wysiadłem z auta i postanowiłem zaczekać. Coś mi podpowiadało, że dzisiaj też ją zobaczę. Wiem, że dzisiejsze czasy nakłaniają do natychmiastowych i energicznych działań, że po co czekać, że trzeba od razu podejść i brać się do rzeczy i takie tam. Ale ja nie chcę w taki prostacki i nachalny sposób, chcę dodać całej sytuacji trochę tej staroświeckiej pikanterii, tej szczypty magii, dzięki której życie wydaje się czymś więcej niż faktycznie jest. Więc stałem tam i czekałem. I zgodnie z oczekiwaniami otrzymałem nagrodę.
Zobaczyłem ją. Towarzyszyła jej tylko jedna koleżanka. Kiwały do siebie głowami, jak gdyby pogrążone w jakiejś żywej dyskusji, choć moje romantyczne wyobrażenia mogą być w tej kwestii mocno wyolbrzymione. Serce potrafi przyćmić ostrość postrzegania zmysłów. Gdyby ktoś mi powiedział, że w tamtym momencie obie były nagie, stały na głowach i grały w badmintona, z pewnością bym się zgodził. Nie widziałem nic, nie słyszałem nic, liczyła się tylko ona. Kurczę, podobnie było z Mecią, która teraz, kiedy ja tu się podniecałem porywami serca i wizjami ślepca, sterczała sama w domu i na pewno za mną tęskniła.
Ale w tamtym momencie Mecia nie miała dla mnie znaczenia i niech sobie nawet obgryza radyjko, kupię sobie nowe, jeśli będzie trzeba. Wiem, że moje notowania maleją, kiedy czynię takie wyznania, ale tak to już jest z sercem i resztą organów. Teraz liczyła się tylko ona. Wystarczyło pozbyć się koleżanki i ją zdobyć.
Trzy dni później wiedziałem o niej znacznie więcej. I to nie z żadnego facebooka ani innych internetów, tylko z poszukiwań metodą analogową. Wyśledziłem miejsce, gdzie zamieszkiwała, a tam ze smutkiem dowiedziałem się, że pochodziła w rodziny patologicznej: jej ojciec chciał ją posiąść, gdy tylko poczuł wydobywającą się z niej kobiecą woń, został więc wyrokiem sądu wykastrowany, matka odeszła już dawno temu i skończyła jako atrakcja jakiejś restauracji. Mimo tak niepomyślnego życiorysu moja nowa ukochana zawładnęła mną całkowicie.