Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

A potem rozpętało się prawdziwe piekło

30 czerwca 2016

Naprawdę łatwo poszło. Dużo łatwiej niż myślałem. Może to szczęście debiutanta. Bo postanowiłem się powiesić. Po raz pierwszy. I chyba ostatni. Wcześniej wiele razy planowałem pozbawić się życia, ale jakoś nie umiałem się za to porządnie zabrać - za każdym razem zapał mnie opuszczał, a rozsypane życie nagle się sklejało. Coś jak puzzle z funkcją automatycznego układania się. Pyk i znowu wszystko gra. Na krótko, niestety. Żona, dzieci, reszta rodziny, kredyty, przytłaczająca codzienność wciąż pozostawały w tej samej wersji.

A dzisiaj dałem wreszcie radę wszystko zorganizować, chociaż nie było to najłatwiejsze zadanie pod słońcem. Wczoraj wieczorem zacząłem udawać, że bierze mnie grypa jelitowa, a dziś rano dostałem zwolnienie od zaprzyjaźnionego lekarza. Dzięki symulowanym symptomom pozbyłem się z domu teściowej, reagującej drgawkami na hasło „to może być zaraźliwe”. Moja żona Agnieszka patrzyła na mnie podejrzliwie, kiedy wychodziła rano do pracy, dzieciom było wszystko jedno, w końcu znowu szły do szkoły. Zostałem sam i mogłem zrealizować swój projekt. Największy projekt życia. Lubię takie podniosłe hasła.

Najpierw musiałem wybrać właściwy pasek. Mój własny, kupiony dawno temu za niebotyczne pieniądze, był zbyt szeroki i za słabo zaciskał się na szyi, co mogłoby spowodować dłuższe dobijanie się do drzwi królestwa śmierci, czego osobiście nie planowałem, bo chciałem umrzeć szybko i konkretnie. Oczywiście, że są znacznie szybsze sposoby przechodzenia na drugi świat, ale na żaden z nich nie wystarczało mi odwagi. Powieszenie się było najbardziej humanitarne i dostosowane do moich skromnych możliwości. Zatem pasek.