A potem rozpętało się prawdziwe piekło
Znowu pokiwałem głową. Gość z chłodnicą zamiast głowy, norma. Mógłbym zapytać, jak się udał przeszczep, ale postanowiłem jej nie drażnić. Jak pana godność? Zygmunt Radiator. Żeby nie budzić łatwych skojarzeń.
- Smaczne – skomentowałem smak ciastka.
Wymamrotała coś niezrozumiałego.
- Co?
- A ty sierotko znalazłeś sobie chociaż jakąś inną kobietę?
No tak, znów zaczęła sobie ze mnie drwić. Milczałem przez chwilę, po czym wypiąłem klatę i wyjaśniłem z triumfalnym uśmiechem:
- Krótko po twoim odejściu poznałem Agnieszkę i ożeniłem się. Mamy dwójkę dzieci, właśnie są w szkole. Szybko rosną, jeszcze jak szybko! Umysły ścisłe, bystre dzieciaki! A i do języków mają smykałkę!
Mariola spochmurniała i zacisnęła szczęki. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Liczyła na to, że usłyszy coś, co utwierdzi ją w jej fatalnym wyobrażeniu o mnie.
- Jak to się ożeniłeś?
- No… normalnie, ludzie tak często robią. My też byliśmy małżeństwem…
- I czemu nic o tym nie wiedziałam?
To dopiero pytanie! Powiedziałem, że jakoś tak wyszło, bo przecież nasze drogi mocno się wtedy rozeszły, prawnicy załatwili wszystko jak należy, właściwie bez naszego udziału, a po drugim zamachu, kiedy…
- Jak mogłeś ożenić się z jakąś lafiryndą? – krzyknęła, a kilku kawiarnianych gości spojrzało w naszą stronę. – Jak mogłeś? Przecież ślubowaliśmy sobie, że…
- Przecież to ty mnie zostawiłaś! – oburzyłem się. – Odeszłaś do tego dupka z limuzyną i wniosłaś pozew o rozwód i to z mojej winy!