A potem rozpętało się prawdziwe piekło
- No stąd. Najpierw seria fajnych obrazów, a potem, jak pierwszy raz wylazłem na światło, to też mi po oczach dało. Później latały mi różne cętki i punkciki chyba przez godzinę albo jeszcze dłużej. A później było już normalnie.
Obejrzałem się i zrozumiałem, że wyszedłem jakby z podziemnego przejścia. No tak, dlatego raziło mnie światło. Wzrok powoli wracał do normy, dzięki czemu zobaczyłem w końcu obok siebie mężczyznę, całkowicie mi obcego. Miał wąsy, ciemne kręcone włosy i zeza rozbieżnego. Widziałem go pierwszy raz. Nie wyglądał na myślozbrodniarza. Rolnika z kosą też nie przypominał, nie mówiąc już o bocianie. Co do tego ostatniego, to ta okrutna wizja miała nawet sens – bociany muszą skądś brać te dzieci.
- A pan kim jest? – zainteresowałem się i stwierdziłem, że to ktoś z innego filmu.
- Ja? – spojrzał na mnie. – Nikim szczególnym. Pomagam ludziom. Całkowicie bezinteresownie. Nikt mi nie płaci, to całkowicie prywatna inicjatywa obywatelska. Czasami tędy przechodzę i widzę takich jak ty, no to im mówię, że to normalne.
- Co normalne?
- No to, że jak się wychodzi z ciemnego w jasne, to światło razi i wzrok potrzebuje się przyzwyczaić. Fizyka, człowieku, zdrowa logika życia. Nie wiem, jak można tego nie rozumieć, ale większość z was tak ma – nieznajomy lekko się zirytował. Lewe oko zaczęło mu drgać, potem źrenica uciekła w bok i znikła zupełnie, tak jakby gałka oczna wykonała pełny obrót w oczodole. Po chwili oko zakończyło akrobacje i powróciło w pierwotne miejsce, choć nadal się trzęsło, trochę jak nadpobudliwy dzieciak.
- Większość z nas?
- Ech, i wszyscy jednakowe gamonie – warknął mój towarzysz. – No, muszę iść. A ty sobie radź. Może jeszcze się spotkamy, kiedy wreszcie zrozumiesz.