Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

A potem rozpętało się prawdziwe piekło

30 czerwca 2016

Ruszyłem przed siebie, bez wyraźnego celu. Właśnie rozpocząłem etap samowystarczalności. Tak jak powiedział wąsaty jegomość, muszę sobie poradzić sam. W porządku. Tu powinno pójść mi lepiej niż w dotychczasowym życiu.

Mijałem kolejnych ludzi - wszyscy szli wpatrzeni we własne buty lub gdzieś przed siebie. Nie zauważali mnie, byli albo zupełnie nieobecni albo totalnie obecni w teraźniejszości, choć może to tylko moja wstępna obserwacja, coś w rodzaju zaskoczenia istnieniem różnic kulturowych. To takie coś, czego nie widzą miejscowi i z pewnością patrzyliby na mnie ja na idiotę, gdybym zaczął im o tym opowiadać. Dobra, na razie jeszcze się rozejrzę.

Niby normalne miasto. Nic nadzwyczajnego. Dotarłem do rynku w pobliżu ratusza i już miałem wejść do kawiarni, żeby dla wzmocnienia napić się kawy i przemyśleć własne położenie, kiedy dobiegł mnie znajomy głos.

- O, mój duży chłopiec wreszcie postanowił mnie odwiedzić!

Tego głosu nie dało się z niczym pomylić. Słuchałem go przez prawie cztery lata. A potem głos zmienił odbiorcę – moja pierwsza żona Mariola odeszła do pewnego nadętego biznesmena, który miał, jak mówiła, fajnie czochralne włosy na plecach i trójkę miłych, odchowanych i umuzykalnionych dzieci z pierwszego małżeństwa.

Nie nacieszyła się zbytnio swym nowym, lepszym szczęściem, bo mniej więcej pół roku później ździebko oberwała na dworcu kolejowym, kiedy to jakiś spragniony rajskich dziewic młodzian wysadził się w powietrze. No dobra, odniosła dość poważne obrażenia, raz nawet ją odwiedziłem w szpitalu, co nie spodobało się tamtemu sztywniakowi w stylowym garniturze, jednak prawdziwe nieszczęście rozegrało się nieco później.