Rodzina 2.0.X.X.
O wiecu dowiedziałem się raczej nieoczekiwanie. To znaczy sąsiad Jan mi powiedział, tyle że akurat jakoś w takiej chwili, kiedy mój umysł już nie wszystko przyswajał. Tak mi się przynajmniej wydawało. Na świadomym poziomie mi się wydawało. Co do poziomu podświadomego to nie mam kompetencji. Jak się później okazało, informację przyswoiłem bezbłędnie, choć jakby przypadkowo.
Opijaliśmy udany zakup samochodu. Jan kupił, opijaliśmy wspólnie. Takie wspólne zaklinanie jego zapowiadającego się szczęścia. Kupił auto rodzinne - jakby się uprzeć, zmieściłby do tego wozu i ze dwie normalne liczebnie rodziny, czyli jakieś 7 – 8 osób. Może akurat myślał przyszłościowo, bo na razie miał inwentarz nieco skromniejszy: żona, syn, córka, no i on. Rodzinny model chevroleta, spore toto, ale pojemne i mocne. W sam raz dla sporej rodziny, nie ma co. Myślał chyba o dorobieniu paru sztuk, żeby przestrzeń w aucie się nie marnowała. No i żeby miał kto na jego emeryturę pracować. A może o czymś nie wiedziałem. Bo czy można w ogóle poznać inną jednostkę ludzką naprawdę dobrze? Co ty tam o tym wiesz, powtarzam sobie teraz przy każdej okazji.
Jan opowiadał właśnie coś o walkach z wampirami podczas drugiej wojny światowej, kiedy ni z tego ni z owego bąknął o wiecu. Chyba właśnie wtedy, choć na sto procent to pewny nie jestem. Wlaliśmy już w siebie litr wódki czystej o mocy 40% i powłoka cielesna wraz z umysłową zaczęły się niebezpiecznie zazębiać, czy wręcz popadać w fuzję. Mimo tego stanu w wampiry nadal nie wierzyłem. Choć chciałem. Wierzyłem natomiast w działanie alkoholu. Choć tego akurat nie chciałem.
- I że niby jak to z tymi wampirami? – zacząłem się dopytywać. Wzrok mi się rozjeżdżał, lecz ścieżka dźwiękowa pozostawała mniej więcej w tym samym miejscu. Wampiry też się nie ruszały.
- Wiec będzie pojutrze, chyba o szóstej wieczorem – odparł, pomijając zupełnie moje pytanie. Wampiry zaczęły się niespokojnie kręcić.
- Więc? Więc co?
- Nie „więc”, tylko „wiec”. Wiec będzie pojutrze.
- Wiec? Jakie wiec? A co będzie na tym wiecu? – zainteresowałem się po sąsiedzku i po ludzku. A i z grzeczności też.
- No jak to co? I nie „jakie wiec” tylko „jaki wiec”. Forma gramatyczna jest ważna. Uczyli cię chyba w szkole, co? – nastroszył się nieco. Miał niewiele włosów, a kiedy te zaczynały wyczyniać harce, przedstawiał sobą niezwykle interesujący widok. To znaczy ogólnie, bo w tamtej konkretnej sytuacji moja zdolność widzenia była nieco nadwątlona.