Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

Rodzina 2.0.X.X.

22 września 2013

- Tak, tak, działa, działa, - powiedział burmistrz do mikrofonu. Informatyk pokręcił głową z dezaprobatą, zszedł z mównicy i usiadł przy fontannie. Że też musi takich gamoni obsługiwać.

Zebrani obywatele popatrzyli obojętnie na informatyka i jego opuszczone spodnie, po czym skierowali wzrok na burmistrza. Burmistrz wyprostował się, wygładził wąsy i marynarkę, przeczesał włosy, przywołał urzędowy uśmiech, oparł się obiema rękami o mównicę i otworzył usta. Po chwili je zamknął. I znów otworzył.

- Drodzy mieszkańcy, obywatele naszego miasteczka! Dzień dobry! – przemówił.

Obywatele pokiwali głowami na znak powitania lub z sobie tylko znanych powodów. Nie miało to w sumie najmniejszego znaczenia.

- Zebraliśmy się tu po to, żeby… Przecież wiecie, po co się zebraliśmy, prawda? No, to powiedzmy od razu, żeby nie przeciągać - powiedział burmistrz i rozejrzał się wokół. Nie był pewien, czy jego przekaz dotarł do zebranych, jako że ich sylwetki nie przekazały mu nic znaczącego.

Po mojej lewej stronie zauważyłem jakiś ruch. Instynkt kazał mi tam spojrzeć. Posłuchałem instynktu. Jan przepychał się obok innych i po chwili znalazł się obok mnie. Trochę sapał.

- Obowiązki domowe – usprawiedliwił sie, pomimo że w ogóle o to nie prosiłem. Miał podbite prawe oko i jakoś dziwnie przekrzywiony nos. Obowiązki domowe, jasna sprawa. Pewnie zupa była za słona. Albo sąsiadka ma nowe futro.

- Dopiero się zaczęło – odpowiedziałem, chcąc jakoś zakończyć tę namiastkę rozmowy. – W sumie to tylko była próba mikrof…

- Ale ja bardzo proszę, aby nie rozmawiać, tutaj toczą się ważne sprawy, których znaczenie może okazać się dla naszej społeczności zgoła niebagatelne – zganił nas tymczasem nauczyciel polskiego z miejscowego gimnazjum. Burmistrz zamilkł i popatrzył na nauczyciela. Ten, pokiwawszy głową z oburzeniem, obrzucił nas gilotynowym spojrzeniem.

- Tak, panie profesorze, zgadzam się z panem – rzekł burmistrz. A do nas – tonem nie znoszącym sprzeciwu - powiedział: Panowie raczą zaniechać procederu rozmowy tu i teraz niedozwolonej!

Kiwnęliśmy głowami, lekko zakłopotani. Odchrząknąłem. Jan śledził na niebie niewidzialny samolot.

- I znowu wstyd mi przynosisz! – syknęła obok nas Aniela, która objawiła się tu nie wiadomo skąd i nie wiadomo kiedy. Przez moment pomyślałem, że sprawdziłaby się w ruchu oporu przez tę swoją bezszelestność i ruchy pantery. Ciekawe, jak zareagowałyby na to te wampiry, o których zrzędził Jan. Być może…