Wielkie paczki
Stojąca przede mną kobieta – znałem ją, tylko że udawaliśmy, że się nie widzimy na ulicach - zemdlała. Upadła, a z jej torebki wypadły różne przedmioty. Ruszyłem na pomoc – zacząłem zbierać torebkowy złom, bo ciałem zajęły się inne osoby. Wtedy znalazłem kartkę papieru, dobrze mi znaną. To list, napisany literami wyciętymi z gazety. Kiedyś już go czytałem.
‘Wiem, co jej zrobiłeś. Módl się, żeby tego listu nikt nie przeczytał.’
Chyba za słabo się modliłem. A może właśnie wystarczająco. Nie wiem, naprawdę nie wiem. Starałem się nie myśleć o tamtej sprawie. Było, minęło.
Pociemniało mi w oczach. Nie mogłem się podnieść. Zwinąłem list i wsunąłem sobie do buta. Jeszcze chwila i przejdzie.
- Panie, a pan też będziesz mdlał? – zapytał mnie jakiś facet z wąsem.
Spojrzałem na niego, lecz widziałem tylko ciemność. Może to przez tego wąsa. Wąsy chyba już wyszły z mody.
- Chyba będzie mdlał – rzekł ktoś inny, po czym dostałem po gębie i troszkę oprzytomniałem. Wstałem, podziękowałem, otarłem pot z czoła, oddychałem głębiej.
Nim wszedłem do środka, obejrzałem się. Król wciąż tam stał i uśmiechał się. On wiedział. Cholera, on wiedział.
Odesłali mnie na zaplecze, stamtąd wypędzili na zewnątrz, gdzie stało kilka ciężarówek. Powiedzieli, że mam iść do tej z niebieską kabiną. Poszedłem.
- Pan też tu… - powiedział kierowca obojętnym tonem, wziął kwitek, który podano mi w okienku i znikł na pace auta. Poczułem jakąś dziwną woń. Facet chyba nie za często tu sprząta, albo wozi jakieś gówno.
- Co pan tak nos marszczysz? Nie wiem, co wy se tu przysyłacie, ale dość, że wielkie, to jeszcze cuchnie – przemówił tymczasem kierowca ciężarówki obok, akurat nie miał żadnego klienta.
- Chodź pan tu! – zawołał mój kierowca ze środka.
Wskoczyłem i poszedłem w stronę dźwięku. Powietrze zgęstniało. Tu naprawdę nie było czym oddychać.
- To ta – wskazał palcem ogromny pakunek.
- I co? – zapytałem.
- No i bierz pan z mojego auta – zazgrzytał szofer i odwrócił się w stronę wyjścia.
- Przecież to za duże, nie uniosę.
- A co mnie to obchodzi?
Racja, co go to obchodzi. Postałem chwilę, pokiwałem głową, paczka była naprawdę imponujących rozmiarów.
- Długo jeszcze? – dotarło z zewnątrz.
- Nie, już.
Wyskoczyłem z auta.
- Zadzwonię po bagażówkę – oznajmiłem z zadowoleniem.
- A dzwoń se pan i po samego papieża. Paczka ma zniknąć, tylko to mnie interesuje – powiedział kierowca, odwrócił się i zapalił papierosa.