Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

Wielkie paczki

25 grudnia 2013

- Żabko, żabko, wciąż tylko te płazy…

Sześć sekund później zamknęła za sobą drzwi sypialni.

W takiej sytuacji postanowiłem uzupełnić ubiór i udać się w wiadome miejsce. Zupełnie zapomniałem, co było w garnku na kuchence. Może właśnie to, przez co nie mogłem spać? Może, a może nie. Zupełnie zapomniałem.

Mieszkamy w niewielkim domu w średniej wielkości miasteczku, gdzie większość zna większość w miarę dobrze, a pozostałych z widzenia lub skandalu. Taka społeczność rządzi się swoimi prawami, które w niektórych przypadkach mają z potocznie rozumianym prawem niewiele wspólnego. Widocznie takie jest prawo prawa, że pewnych rzeczy nie obejmuje.

Mój sąsiad Janek to facet w sile wieku, choć ogólnie jest dość słaby – mieszka w klocowatej piętrówce, ma dwa wyjące psy, ćpającą córkę nastolatkę oraz dwudziestoletniego syna, uzależnionego od słabego piwa i bananów. No i żonę ma. Krysia ma na imię. Oprócz tego imienia Krysia ma jeszcze mały stragan z warzywami na miejscowym targowisku, polisę ubezpieczeniową na stragan i życie, lekkiego zeza i niechęć do dni wolnych od pracy. W sumie niewiele o nich wiem, bo nie utrzymujemy zbyt zażyłych stosunków sąsiedzkich. Z drugiej strony oraz naprzeciwko też mam sąsiadów, o których nic nie wiem, bo nie odczuwam takiej potrzeby. To oni należą do tych, których się zna z widzenia lub ze skandalu.

Moja żona jest dziwna, chociaż trochę ją lubię. Dziwna jest, bo tak mówią o niej w miasteczku. A mówią tak, bo jest poetką, pisze natchnione wiersze o uczuciach, siedząc w zwiewnych szatach nad przepływającą nieopodal rzeką. Ludzie w miasteczku nie rozumieją poetki, bo jest dziwna, a jeśli powtórzy się coś takiego odpowiednią ilość razy, można w to uwierzyć. Woda w rzece nie porusza mieszkańców w najmniejszym stopniu. Jest monotonna, cicha, ciemna, jakaś jakby za rzadka. Lidka jest fajna, naprawdę ją lubię, że tak wyjaśnię dla rozwiania wątpliwości. Ale na pocztę muszę chodzić ja. Do innych urzędów też. Na wywiadówki pewnie też bym chodził, gdybyśmy mieli jakieś dzieci. A nie mamy żadnych – adoptowanych, zmarłych, poronionych. Jakoś nie było okazji do reprodukcji. W sumie nadal mamy na to czas, mam dopiero 34 lata, Lidka urodziła się dwa lata po mnie. Damy radę.

Kiedy znalazłem się przed furtką prowadzącą na nasze niewielkie podwórze, po drugiej stronie ulicy ujrzałem sąsiada z naprzeciwka. Właśnie wracał skądś i wyglądał jakoś nieswojo – tak mi się wydawało, nie znałem go w końcu na tyle, aby odgadywać jego samopoczucie. Pewnie z poczty idzie, pomyślałem i nawet spodobał mi się ten niewinny żarcik.

Opuściłem posesję własną i dziarskim krokiem ruszyłem w kierunku poczty. W sumie nic  mnie nie goniło, mogłem przecież odebrać przesyłkę później, mam na to chyba siedem dni, potem awizo powtórne i znowu siedem dni. Jednak z nieznanego mi powodu rozpocząłem wyprawę od razu, bez najmniejszej zwłoki. Może faktycznie jakiś spadek, albo wygrałem w toto lotka i przysłali pieniądze w używanych banknotach…

- To musiało się w końcu stać.