Mowa ptaków

- Koledzy, usiądźcie, porozmawiamy. Pani w szkole powiedziała, że dobrze jest rozumieć mowę ptaków, bo to jest dobre dla rozwoju komunikacji – tłumaczył Norbert, lecz ptaki nie zamierzały mu uwierzyć. Może przez to, że tak bez uprzedzenia skoczył w ich kierunku, choć zrobił to wbrew sobie.
- Ty, patrz, jak czaruje! Co ty sobie myślisz, że się nabierzemy na te twoje głupie gadki? Pogadamy, dobre sobie. My usiądziemy, a ty nas zeżresz, obrzydliwy kocurze! – zaświergotał kolorowy i dopiero w tym momencie Norbert zrozumiał. Spojrzał na siebie i z przerażeniem stwierdził, że jest wielkim, rudym kotem. Mimo to chciał wyjaśnić, że przybywa w pokojowych zamiarach i kiedy podnosił głowę…
***
- Wstawaj, czas do szkoły – mama potrząsnęła nim dość mocno. Nie było możliwości, żeby się nie obudzić.
Kiedy otworzył oczy natychmiast sprawdził, czy wciąż jest wielkim, rudym kocurem. Nie był. To dobrze. Gdyby był, dzieci w szkole na pewno ciągnęłyby go za ogon.
Przy śniadaniu matka przyglądała mu się z wielką uwagą, może mimo wszystko jeszcze był trochę wielkim, rudym kocurem. Ale nie – sprawdził parę razy i nie był. Kto wie, czy mama też nie ciągnęłaby go za ogon. Tata wyszedł do pracy wcześniej niż zwykle. Ciekawe, jak by się zachował tata, gdyby Norbert był jeszcze trochę wielkim, rudym kocurem.
Na ostatniej przerwie w szkole Norbert dostrzegł panią od biologii i postanowił, że z nią porozmawia. Miał wrażenie, że to od niej się wszystko zaczęło. Jednak pani od biologii okazała się niezwykle sprawna fizycznie i uciekła Norbertowi. Schowała się w pokoju nauczycielskim. Norbert podszedł pod pokój nauczycielski i zapytał, czy pani od biologii jest w środku, jednak zapytany ksiądz katecheta złożył ręce i z miną cierpiętnika obwieścił, że pani od biologii właśnie wyszła ze szkoły, ponieważ zmarł jej wujek. Co oczywiście nie było prawdą, bo pani od biologii była w pokoju nauczycielskim, widział ją przez szparę w drzwiach, stała obok szafy i uśmiechała się do pana od historii, który zawsze na jej widok podkręcał sobie wąsa i drapał się w pępek.
- Co jeszcze, synu, mogę dla ciebie uczynić? - zapytał katecheta, wciąż z miną, jakby i jemu zmarł wujek.
Norbert nie odpowiedział. Pobiegł pod klasę. Właśnie zadźwięczał dzwonek i zaczęła się ostatnia lekcja. Religia.
***
Po szkole Norbert poszedł prosto do parku. Nie miał tam nic do załatwienia, przynajmniej tak sobie to tłumaczył, jednak w parku natychmiast odnalazł właściwe drzewo. Drzewo ze snu. Spojrzał w górę i od razu poznał gałąź, na której siedział jako wielki, rudy kocur. I pamiętał, że rozumiał mowę ptaków i że było to dziecinnie proste. Stał teraz pod drzewem i nasłuchiwał. Ptaki śpiewały, jednak Norbert nie rozumiał ich tak dobrze, jak we śnie.