Mowa ptaków

A dziecko, kiedy spostrzegło, że znów skupia na sobie całą uwagę rodziców, przeszło do drugiego aktu opery.
Matce pierwszej puściły nerwy. W ogólnym rozrachunku dysponowała dość słabymi nerwami, o czym już wielokrotnie przekonał się jej mąż, po raz któryś z kolei wchodząc do gabinetu psychologa, aby rozpocząć pracę u podstaw. Cel: ratujmy małżeństwo.
- Czy ty nie widzisz, jak bardzo cierpi twoja matka, kiedy tak płaczesz? – krzyknęła do Norberta, chwyciła go za ramiona i potrząsnęła.
Głos chłopca zadrżał, tak jak to zwykle bywa, kiedy ktoś potrząsa płaczącym dzieckiem.
- Sabinko, nie potrząsaj nim tak mocno, bo mu spadnie… - ojciec nie skończył, bo nie musiał. Z głowy Norberta właśnie spadła kolorowa bejsbolówka.
Sabinka wyprostowała się i spojrzała na męża. Nie było w tym spojrzeniu niczego, co mogło świadczyć o tym, że jeszcze niedawno uprawiali gorący seks na kuchennym stole. Teraz zanosiło się raczej na natychmiastową kastrację.
- A co ty możesz wiedzieć o potrząsaniu? Czy ty w dzieciństwie kiedykolwiek…
- Bo ja nie rozumiem mowy ptaków! – ryknął nagle Norbert. Rodzice osłupieli. Ale tylko na chwilę.
- Czego nie rozumiesz? – krzyknęła matka, jakimś wyjątkowo cienkim głosem.
- Mowy ptaków, powiedział przecież – wyjaśnił ojciec.
- Nie przerywaj dziecku, bo hamujesz jego harmonijny rozwój! – zaatakowała matka. Mąż zamilkł.
Pozostali także zamilkli. W ciszy, która nagle wypełniła przedpokój, wszyscy poczuli się bezbronni. Nie mieli za czym się skryć. Płacz Norberta stanowił swego rodzaju wstęp, ale i schronienie przed tym, co miało teraz nastąpić. Trzeba było porozmawiać. I dowiedzieć się, o co właściwie chodzi.
- Jak to nie rozumiesz mowy ptaków? – zapytał ojciec takim tonem, jak gdyby do tej pory mowa ptaków była dla wszystkich doskonale zrozumiała. Mówił przy tym jakoś tak po cichu, może po to, aby nie rozdrażnić żony.
- No bo poszłem do parku…
- ‘Poszedłem’, synku, ‘poszedłem’! Ile razy mamusia ma ci mówić, że kulturalny Polak mówi ‘poszedłem’, a nie ‘poszłem’, jak jakiś nieuk, dres jakiś!
Poprawiony synek popatrzył z niepokojem na ojca, po czym, pominąwszy drażliwy fragment, opowiadał dalej:
- Do parku, stanęłem pod drzewem i…
- Nie, cholery zaraz dostanę, jak on się wyraża! ‘Poszłem’, ‘stanęłem’! Co to ma być! Czego was tam uczą w tej szkole? Ta podsuszona makrela od polskiego powinna zająć się sprzątaniem, a nie uczeniem dzieci! Za moich czasów…
- Sabinko, pozwól mu opowiedzieć – położył żonie rękę na ramieniu, po czym zwrócił się do Norberta. – Stanąłeś pod drzewem i co? Co się stało?