Strajk nauczycieli, czyli krowy i...
Obecny strajk nauczycieli przypomina mi rok 1993. Miałem wtedy zdawać maturę i do samego końca nie było wiadomo, czy do niej dojdzie, czy nie....
Obecny strajk nauczycieli przypomina mi rok 1993. Miałem wtedy zdawać maturę i do samego końca nie było wiadomo, czy do niej dojdzie, czy nie....
Dziś tłusty czwartek, a tu jednocześnie przypada pewna rocznica, która w żaden sposób nie wiąże się z obrzędem nałogowego...
Dostaję wiele zapytań, jak najlepiej wykorzystać podręczniki DCM do prowadzenia zajęć, zarówno grupowych jak i indywidualnych....
Pewien supermarket pokazał właśnie, ile jest wart rok pracy ucznia i uzyskanie przez niego piątki na świadectwie szkolnym. Okazuje się, że przynosząc świadectwo dziecka do tegoż marketu, można dostać zniżkę. A zniżki wyglądają następująco: jeśli na świadectwie jest piątka, to market zapłaci za nią 5 PLN, jeśli szóstka – 6 PLN. Czyli – jak się błyskotliwie domyślam – klient kupi jakiś towar taniej o 5 lub 6 złotych.
I teraz pytanie: co taka promocja mówi dzieciakom na temat uczenia się? Że powinni starać się o jak najlepsze oceny, bo wtedy ich rodzice dostaną zniżki w markecie? Zdaje się, że właśnie lansowany jest jakiś nowy model edukacji. Przy czym chciałbym zauważyć, że cennik jest dość skromny. Pomyśl – twój dzieciak uczy się cały rok, walczy o ocenę, może nawet wykłóca się o nią z nauczycielem, a potem możesz iść do marketu i skorzystać z promocji.
Ponadto pewnie się okaże, że to, czego się dziecko tak pięknie wyuczyło, i tak na niewiele mu się przyda, bo to szkolna teoria, w większości przypadków mało użyteczna, jeśli nie pokaże się jej praktycznego zastosowania i połączenia z innymi gałęziami wiedzy, a docelowo z konkretnymi dziedzinami życia. Poza tym nawet na zaszóstkowanym od góry do dołu świadectwie swojego dziecka za bardzo się nie wzbogacisz. Przy dziesięciu celujących 60 PLN w kieszeni. Nie porywa, mówiąc delikatnie.
Po co właściwie dzieciak ma się uczyć? Dla 5 czy 6 złotych na koniec roku z jednego przedmiotu? Rok pracy i tylko tyle w przeliczeniu na pieniądze? Marna wizja. Tu właśnie tkwi największa bolączka systemu oświaty - wielu młodych ludzi nie wie, po co miałoby się uczyć, dlatego po prostu się nie uczą. Często bierze się to stąd, że nie mają w najbliższym otoczeniu kogoś, kto pokazałby im, do czego może się przydać wiedza czy zdobywane w ciągu życia umiejętności. Bo nawet rzecz pozornie najmniej przydatną można pokazać od strony jej praktycznej przydatności.
Zatem najważniejsze wydaje się pokazanie praktycznego zastosowania przekazywanej wiedzy. Wkuwanie nie ma większego sensu, bo to tylko zapisanie w pamięci suchych faktów, ale jeśli uczący się będzie umiał te fakty ze sobą połączyć, to wkroczy na drogę do czegoś większego – być może zbuduje własne podstawy teoretyczne, dzięki czemu łatwiej będzie przekładał ją na praktyczne zastosowanie. Tyle że to wymaga czasu, praktyki uczy życie, więc czy nie lepiej pomóc tym młodym na wcześniejszym etapie?
Mark Twain powiedział: „Nigdy nie pozwoliłem, żeby szkoła przeszkodziła mi w edukacji”. Warto uczyć się dla siebie i patrzeć daleko w przyszłość. To twoja przyszłość i twoje życie, które sam będziesz kształtować według własnego planu.
Nie warto uczyć się dla ocen na świadectwie. To nie przekłada się na późniejszy sukces w życiu. Nawet jeśli market obiecuje 5 czy 6 złotych. Czemu tak mało? Ano stąd, że sami włączają niskie ceny, więc z jakiego powodu mieliby płacić więcej?
22 komentarzy
axxel, 29.06.2015, 17:51
kiedy się czegoś uczyłem, zawsze było dla mnie najważniejsze, do czego mi sie to przyda, wiadomo, takich rzeczy lepiej i szybciej można się nauczyć. Tylko że w szkole człowiek jest jeszcze za młody, żeby już dokładnie wiedzieć, co mu się z tych szkolnych książek przyda, a nauczyciele często się tym wcale nie przejmowali.
ajkkafe, 30.06.2015, 11:22
System jaki jest, każdy widzi. Można się z niego wypisać lub z nim walczyć i próbować go zmieniać. Jednak będąc tu i teraz, trzeba się w nim jakoś odnaleźć. Fakt. Otoczenie ubogie jest w osoby, które by mogły pokazać praktyczną przydatność wszystkiego, co dzieje się w szkole (bo wszystko w szkole jest przydatne - serio, nawet te oceny i kasa za nie). Jeśli więc czujemy się na siłach, by stanąć trochę ponad tym wszystkim i wytłumaczyć, jak z tego skorzystać, to praktykujmy bycie mądrymi rodzicami, wujkami, ciociami, przyjaciółmi, sąsiadami, pozaszkolnymi nauczycielami, itp. i z dozą należytej pokory dyskutujmy z dziećmi. Możliwe, że zdobywanie umiejętności odnalezienia się w systemie przy jednoczesnym zachowaniu dystansu i poczucia własnej odrębności zaczyna się na dobre właśnie w szkole. A wiedza? Cóż, wiedzę trzeba przyswoić. Nie przesadzajmy z tym praktycznym wykorzystaniem każdej "wkuwanej" regułki. Wiedza jednemu wyda się przydatna, innemu nie - wszystkim dogodzić się nie da, a jakaś unifikacja musi być, by w ogóle dało się nauczać w szkole. Poza tym, wyuczony nie oznacza, że mądry. Jeśli nie da się szybko zaradzić bolączkom systemu oświaty, możemy co najwyżej mądrze do niego podejść. W skrajnie optymistycznym podejściu można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że gdyby system był idealny, to mniej życiowej nauki by z niego płynęło i nie mielibyśmy wówczas okazji pokazać swoim dzieciom, jacy to jesteśmy mądrzy w obliczu jego niedoskonałości ;)
Mariusz Włoch, 30.06.2015, 14:06
Racja, ajkkafe. Co do przydatności każdej definicji - nie da się tego tak pokazać, tyle że można uczącego się zapytać: jak myślisz, do czego może ci się to w życiu przydać? To tzw. coachingowe podejście do życia, którego mocno brakuje w większości form edukowania. Rozwijanie myślenia to początek.
Anna, 30.06.2015, 14:35
Mariusz, pięknie powiedziane - coachingowe podejście do życia. Gdyby chociaż z 25% wszystkich nauczycieli miała świadomość, że dzieci to nie tylko materiał do ustawiania w szeregu, rozkazywania i nakazywania im, odpytywania, weryfikowania wiedzy i oceniania, ale że to mali LUDZIE, którzy myślą i czują! i wbrew pozorom wiedzą bardzo dużo i wiele uczą się przez obserwację otoczenia i własne doświadczenie, to można byłoby ich inspirować do rozwoju a nie tylko zmuszać. Wyobraź sobie sytuację, że na twoje pytanie "do czego ci się to może przydać?" uczeń odpowie "nie wiem", ty na to: "a jakbyś wiedział, to do czego by to można wykorzystać w życiu?" - "nie wiem", "wiem, że wiesz, zastanów się chwilkę, to nawiązuje do naszych ostatnich zajęć...." i już zamiast przekazywać wiedzę, można bazować na doświadczeniu i zachęcać do tworzenia własnej użyteczności. Stwierdzenie "wiem, że wiesz" działa cuda, sama wypróbowałam - zamiast prostych recept mamy zaangażowanie ucznia w proces nauki. Tylko trzeba mieć wiedzę, w jaki sposób ludzie się uczą i potrafić to zastosować na zajęciach.
i, 30.06.2015, 16:16
życie pokazuje, że najlepiej sobie radzą ci, którzy od małego "kombinowali" - nauczyli się kreatywności i nieszablonowego spojrzenia na otoczenie, i to oni teraz spijają śmietankę
Mariusz Włoch, 30.06.2015, 17:06
Anna, postulat "dzieci to mali ludzie" to celny strzał. Plus przekonanie, że mogą odpowiedzieć na większość pytań, mniej lub bardziej życiowych (zależy od etapu rozwoju), jeśli tylko zostaną do tego odpowiednio zachęceni. Wtedy byłoby mniej wyuczonej bezradności z cyklu "nie wiem" - wzruszenie ramionami - "mamusiu ratuj" w dorosłym życiu.
Marcin M, 30.06.2015, 18:00
Sądzę, że tych piątek i szóstek byłoby znacznie więcej, gdyby o całej akcji ów market poinformował na początku roku szkolnego a nie na samym końcu - ciekawe, ile dzieci zaczęło żałować, że się nie uczyły lepiej. Gdyby jeszcze dać lepsze stawki, to już w ogóle byłoby super w 100%. Kto wie, może system edukacji też by coś wymyślił w trakcie akcji, żeby promować chęci naukowe :)
Mariusz Włoch, 30.06.2015, 22:25
Gdyby informację o płatnościach za oceny podano na początku roku, dzieci (pewnie z lekkim wsparciem rodziców) pewnie dążyłyby do lepszych ocen, może nawet z premedytacją, tylko czy to wtedy nadal byłaby czysta, nieskażona konsumpcją nauka? ;)
ajkkafe, 01.07.2015, 11:40
Anna, skąd masz tak złe zdanie o podejściu nauczycieli do dzieci? I skąd pewność, że nawet 25% nauczycieli nie ma "tej" świadomości, o której piszesz? Chwali się, że masz wiedzę, w jaki sposób ludzie się uczą i potrafisz ją zastosować. Myślę jednak, że to, co piszesz pod adresem ogółu nauczycieli jest krzywdzące. W szkołach pracuje wielu świetnych pedagogów, którzy wiedzą bardzo dużo, kształcą się, doskonalą metody nauczania we właściwym kierunku, potrafią i stosują. Warto zauważać wysiłek i pozytywne efekty. Mam nadzieję, że i Ty je niedługo zaczniesz dostrzegać :)
Anna, 01.07.2015, 14:35
ajkkafe, zazdroszczę ci, że na twojej drodze napotykasz nauczycieli, którzy sami chcą się rozwijać i maja dobre podejście do rozwoju dzieci. Ja NIESTETY znam to środowisko od środka i 25% ludzi z powołania pracujący z dziećmi to jest duży optymizm - założenie jest proste: po pierwsze przeżyć do przerwy, po drugie: przeżyć do ferii, wakacji, świąt itp, po trzecie: przeżyć do emerytury. Wydaje mi się, że jeszcze wiele czasu minie, zanim do "wszystko wiedzących najlepiej" dotrze, że zmiana podejścia do nauczania najmłodszych może dać bodziec do zmiany mentalności.Nadal jednak obowiązuje postawa, że nam się należy, bo jesteśmy nauczycielami. A uczeń ma wyrównać do średniej, nie wychylać się, przyjąć wiedzę, bo ja tak mówię i zdawać dobrze testy. I tu jest kolejny pies pogrzebany - system, o którym piszesz. Dopóki będzie premiował wiedzę a nie umiejętności, dopóty nauczyciel będzie tylko przekazywaczem wiedzy a nie inspiratorem w rozwoju. I całe zastępy "siłaczek" i tak będą oceniane za to, jak ich podopieczni rozwiązują testy a nie jak sobie radzą w życiu - to tak a propos artykułu.
Anna, 01.07.2015, 14:38
Aaaaa, nie wspomniałam jeszcze o klikach i układach w gronie nauczycielskim, wszystkich krewnych i znajomych królika-dyrektora, poklepywaniam po plecach, w których masz nóż po rękojeść..... i takie tam.... życie....
Anna, 01.07.2015, 14:50
A poza tym nie wierzę w najbliższym czasie w zmiany systemowe - można kogoś nauczyć nowych zachowań, ale z szablą na armaty porywa się ten, kto chce zmienić przekonania i nastawienie innych ludzi, a bez tego nie ma prawdziwej, wewnętrznej zmiany w człowieku. Poczekamy jeszcze trochę....
Mariusz Włoch, 01.07.2015, 15:22
Poznałem wielu fantastycznych nauczycieli, którzy po prostu nie mogli rozwinąć skrzydeł, bo trzymał ich system. A w systemie jak to w systemie, generalnie lepiej siedzieć cicho, bo ci, którzy się wychylali, mieli większe szanse wylecieć z pracy. Choć z drugiej strony ci najbardziej idący pod prąd mogą naprawdę sporo zwojować w przyszłości. Tego im życzę.
J, 01.07.2015, 18:38
A ja polecam: Robert Kiyosaki "Dlaczego piątkowi uczniowie pracują dla trójkowych, a czwórkowi zostają urzędnikami". Uczmy się całe życie!
Marcin M, 01.07.2015, 19:01
"Uczmy się całe życie" - większość z nas chyba to robi, a może patrzę na to zbyt optymistycznie. Jednak ta ciągła nauka kończy się czasem w ślepej uliczce - wiem, że nic nie wiem :) A książki, o której wspominasz J. nie znam, czytałem na razie tylko "Bogaty ojciec, biedny ojciec" i było tam wiele odkrywczych rzeczy.
ajkkafe, 02.07.2015, 09:57
Mariusz, myślę, że wprowadzenie do dialogu z uczniem coachingowych zwrotów, choćby takich, o których pisała Anna, nie jest jakimś wielkim wychylaniem się poza system. Najłatwiej jest stwierdzić, że system nie pozwala. A tak naprawdę, małe rzeczy potrafią przecież czynić cuda. Nie musi to być od razu wielka rewolucja całej metodyki nauczania i szereg innych działań pod prąd, które uderzają w system. Ważny jest człowiek. Relacje międzyludzkie, czy komunikacja, również na płaszczyźnie nauczyciel - uczeń zależą wyłącznie od osób, które biorą w nich udział. I to właśnie miałam na myśli pisząc, że są nauczyciele, którzy potrafią mądrze rozmawiać z uczniem, pomimo wad systemu. Każdy tak może, niezależnie od okoliczności.
Mariusz Włoch, 02.07.2015, 11:31
W każdym, nawet najbardziej represyjnym systemie, można pozostać wolnym, choć to temat raczej na inną okazję, bo kiedyś już o tym pisałem. W tym przypadku chodzi tylko o to, że w każdej, najlepszej nawet grupie trafi się słabe ogniwo, a w grupie słabej trafi się ogniwo mocne. Jeśli ktoś jest w czymś dobry i lubi coś robić, będzie rozmawiał, edukował, czy jak to nazwiemy na potrzeby tej dyskusji, bez względu na okoliczności. Szkoda, że sporej części, może nawet większości, po prostu się nie chce.
ajkkafe, 02.07.2015, 11:56
Ważne, by nam się chciało.
Mariusz Włoch, 02.07.2015, 12:07
Otóż to.
sebpaa, 02.07.2015, 13:05
a ja miałem fajnych nauczycieli w szkole, no, może nie tak całkiem wszystkich, ale ogólnie byli ok, tylko jakoś nie wydaje mi sie, żeby im sie wszystkim chciało nas czegokolwiek nauczyć
taknie, 02.07.2015, 15:41
gdyby wszyscy nasi nauczyciele byli fajni, to kogo byśmy wspominali? ;D
sebpaa, 02.07.2015, 17:41
To prawda, najlepiej i tak się pamięta tych najfajniejszych i tych najgorszych, tych nijakich niekoniecznie. Ogólnie mogę powiedzieć, że szkoła nie przeszkadzała mi za bardzo w edukacji, bo tego co robię dzisiaj, nie nauczyłem się w szkole, tylko dopiero potem w życiu.