Strajk nauczycieli, czyli krowy i...
Obecny strajk nauczycieli przypomina mi rok 1993. Miałem wtedy zdawać maturę i do samego końca nie było wiadomo, czy do niej dojdzie, czy nie....
Obecny strajk nauczycieli przypomina mi rok 1993. Miałem wtedy zdawać maturę i do samego końca nie było wiadomo, czy do niej dojdzie, czy nie....
Dziś tłusty czwartek, a tu jednocześnie przypada pewna rocznica, która w żaden sposób nie wiąże się z obrzędem nałogowego...
Dostaję wiele zapytań, jak najlepiej wykorzystać podręczniki DCM do prowadzenia zajęć, zarówno grupowych jak i indywidualnych....
Ona jedna lubiła to najbardziej. Robiła to zawsze, kiedy ją spotykałem. Przy każdej okazji. W każdej sytuacji. W każdej pozycji. Z każdej pozycji. Z każdym. Osobno i grupowo. Nie miało znaczenia, ile osób na nią patrzyło. Bo część już dawno zasnęła…
Slajdy. Tamta trenerka wierzyła tylko w slajdy. Nie dopuszczała do siebie myśli, że zajęcia można prowadzić w inny sposób. Minęło już parę dobrych lat od tamtych zajęć, jednak z niewiadomego – no dobra, wiadomego – powodu wciąż tkwią w mojej pamięci. Tak, wywarły na mnie wielki wpływ. Pojąłem, że uczyć się można od każdego, nawet tego, kto w żadnym wypadku nie powinien prowadzić zajęć. Zatem można uczyć się od każdego, pod warunkiem, że potrafi się wyciągać wnioski.
Niestety nie każdy, kto wychodzi na środek, by poprowadzić warsztaty, jest trenerem. Mimo że przysługuje mu taki tytuł. Niektórych lepiej nazwać operatorami slajdziarki. Piszę w ten sposób, bo nie cierpię zajęć bazujących na slajdach. Zwłaszcza zapisanych drobnym maczkiem, z których jakiś jąkała odczytuje suchary. Połącz to z błędami ortograficznymi i masz cudowny przepis na popsucie zajęć.
Piszę o tym dziś, bo właśnie wróciłem z warsztatów, na których nie było slajdów. Były za to krótkie filmy, niosące konkretną treść, dużo zajęć praktycznych, a prowadzący reagowali na uczestników w obiecujący sposób.
Wrócę jeszcze do Pani Slajdowej - nauczyłem się od niej jednego: jeśli już chcesz zrobić slajdy, zrób je z głową i finezją, zamiast przepisywać suchary z książek. Albo wymyśl coś zupełnie innego – coś, co zainteresuje grupę, a przynajmniej większą jej część (ok, nauczyłem się dwóch rzeczy). Bo nigdy nie ma tak, że jakiś sposób prezentacji porwie wszystkich w jednakowym stopniu. Jednak Pani Slajdowa zdawała się tego w ogóle nie dostrzegać.
Dlatego była tylko trenerką. Przypuszczam, że nigdy nie stanie się Trenerem Nowych Czasów, bo to wymagałoby przeorganizowania sposobu działania – począwszy od spojrzenia na salę, aby zobaczyć, ile osób już śpi.
Spostrzegawczość. Czasem pewnych rzeczy lepiej nie widzieć, aby nie wytrącały ze strefy komfortu. Tylko dlaczego mam za to płacić? No dobra, nie płacę za to – płacę za naukę, bo umiem wyciągać wnioski.
Trener Nowych Czasów patrzy, słucha, wyczuwa nastroje i emocje, po czym odpowiednio reaguje. A jako że jest elastyczny, umie dopasować się – a wraz z sobą także swój przekaz - do odbiorcy. Czy to naprawdę jest aż tak trudne?
Przy tej okazji przypomina mi się jeszcze jedna sytuacja - zetknąłem się kiedyś z pewnym człowiekiem, który miał swój zakładowy dowcip, z którego korzystał przy każdej nadarzającej się lub nie nadarzającej się okazji. Po prostu ni tego ni z owego wypalał: A pani była z pieskiem czy bez pieska? Nie miało znaczenia, czy zwracał się do istoty płci żeńskiej czy męskiej, pani z pieskiem lub bez pieska trafiała delikwenta w czoło. Obdarzony dowcipem – bo za dowcip miał ów tekst służyć – reagował w większości przypadków zdziwieniem i zaskoczeniem, niekiedy z domieszką strachu o zdrowie psychiczne pytającego.
Co ciekawe, przy następnej okazji ów mistrz empatii dobywał ze swego arsenału swą ulubioną oręż i znów gromkim głosem atakował panią z pieskiem czy bez pieska. A reakcja niezrozumienia się powtarzała. Bo tak to zwykle jest, kiedy ktoś weźmie jakieś mało znany zdanie i szasta nim na prawo i lewo w przekonaniu, że wszyscy muszą wiedzieć, o co chodzi. A kto nie wie, ten… A czy ty wiesz, skąd to zdanie pochodzi?
Nie miało też znaczenia, w jakim nastroju pojawiała się osoba, która za moment miała usłyszeć ten sam dowcip. Żartowniś nie zwracał uwagi na takie drobnostki, bo działał według innej zasady – jest słuchacz, to se pożartujemy.
- A pani była z pieskiem czy bez pieska? – padało pytanie.
- Daj spokój, głowa mnie dzisiaj boli, nie krzycz tak – odpowiadała atakowana dowcipem.
- Co? Chlało się całą noc? – żartował niezrażony.
A gdyby teraz atakowana osoba powiedziała na przykład:
- Nie, zmarł mi ktoś bliski…
I znów banalna prawda: robiąc w kółko to samo, nie uzyskamy innych efektów. Innych – znaczy nowych, lepszych, rokujących. Także w komunikowaniu się z innymi ludźmi. Życie, życie jest nowelą, a nie prezentacją slajdów.
To w końcu co z tą panią? Była z pieskiem czy bez pieska? Jestem przekonany, że czytałeś uważnie i teraz znasz już odpowiedź.
Niby dowcip, ale nawet koty - zwierzęta inteligentne, cwane i przebiegłe – pozostały wobec niego całkowicie obojętne. Tym bardziej wobec nudnych slajdów. Chociaż koń może i by się uśmiał…
3 komentarze
Kuba, 09.02.2014, 23:38
Jakbyś pisał o jednym z najgorszych szkoleń w których uczestniczyłem. Power Point, wykładowca akademicki bez doświadczeń spoza uczelni i te coraz cięższe powieki... Biedni są tylko ci którzy nie mają punktu odniesienia i uważają że to jedyny sposób na szkolenia. E tam szkolenia. Często to jedyny sposób na edukację od 1 klasy podstawówki aż do ostatniego roku studiów.
Jadzia, 10.02.2014, 14:20
Fakt, jak spotykam się z ludźmi, którzy jeszcze studiują, to oni ciągle przygotowują prezentacje - to znaczy bez PP ani rusz. Za moich czasów nazywało się to referaty i można było od razu zapomnieć o czytaniu z kartki. Referat należało referować:) A prowadzący co najwyżej projektory do slajdów z folii mieli :) Prezentację się prezentuje a nie odczytuje, więc wydawałoby się, że to do czegoś zobowiązuje, ale jak pokazuje doświadczenie - nadal większość po najmniejszej linii oporu. Nuda, nuda, nuda!
Mariusz Włoch, 12.02.2014, 14:26
Ciekawi mnie bardzo, jak to się dzieje, że prowadzący w ogóle nie dostrzegają, że ich metody slajdowe nie działają! Może nie czytają ankiet po szkoleniach, albo w ogóle takich ankiet nie ma? Może to sprawa związana z domniemanym autorytetem? A chodzi tu chyba tylko o obserwację i umiejętność odczytywania tego, co się dzieje na sali, bo powtarzanie tego samego nieskutecznego narzędzia mija się z celem. Na szczęście warsztaty, które skłoniły mnie do napisania o slajdach i dowcipie to inna półka, oczywiście wyższa :)