Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

Komunikacja, NLP, rozwój osobisty

Wirus nie jest groźny, czyli niech...

6 października 2020

Epidemia wirusa zaskoczyła wszystkich, nikt przecież nie spodziewał się, że tak rozwiniętej i najmądrzejszej ludzkości przytrafi się taka...

Skazani na sukces, czyli wyrok w...

30 listopada 2018

Wygląda na to, że przed bombardowaniem sukcesem nie da się w obecnych czasach uciec. Podlany propagandowym obornikiem sukces zdradziecko nas...

Puste miejsce parkingowe, czyli tu nie chodzi o Cornella

21 maja 2017, komentarze (3)

Tu nie chodzi o Chrisa Cornella. Tu chodzi o człowieka. A raczej: Człowieka. Chodzi o ciebie. I o mnie. O nas. Wszyscy jesteśmy ludźmi, tylko że z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu bardzo często o tym zapominamy. Stajemy się Podmiotami Goniącymi. A wtedy jeszcze bardziej zapominamy, że inni też są ludźmi. I dopiero czyjaś śmierć przypomina nam o tym, że gdzieś tam odszedł Człowiek. I nieważne, czy był sławny, znany, lubiany czy darzony tak popularną dziś bezinteresowną nienawiścią. Oczywiście, że o śmierci tych mało znanych raczej nikt nie będzie trąbił na prawo i lewo, no bo jaka to niby atrakcja? Śmierć kogoś sławnego – bez względu na powód – ma zawsze większą medialną wartość, a odpowiednie zagrania na emocjach czytelnika czy widza z pewnością poprawią oglądalność. Pojawią się wyrazy współczucia, jednoczące fanów świeżo zmarłego, z drugiej strony zabrzmią głosy krytyczne prowadzące do kuriozalnych dyskusji zupełnie niezwiązanych z tematem.

Odszedł Chris Cornell. Niektórzy nie mieli pojęcia, że ktoś taki istniał. Trudno mieć do nich o to pretensje. Nie wszyscy znali Soundgarden, Audioslave, Temple of the Dog czy solowe dokonania Chrisa. I nie zamierzam wcale wychwalać jego twórczości w jakiś szczególny sposób, bo moim zdaniem była to twórczość bardzo dobra. I tyle. Chris miał potężny głos, no i nie fałszował na żywo. Wszystkie wymienione formacje uprawiały świetną muzykę, której od czasu do czasu słuchałem - włączałem którąś z popełnionych przez nich płyt, a wtedy wracały wspomnienia, bo przecież początki Soundgarden to lata 80-te, kiedy jako nastolatek pochłaniałem dostępną na pirackich kasetach muzykę. A Soundgarden uprawiał raczej delikatną odmianę tego, czego wówczas słuchałem. Zatem muzyk Chris odszedł - wielu ludziom podobało się to, co robił, innym wcale. Tak to już jest.

A mi nie podoba się sposób, w jaki odszedł. W chwili obecnej wszystko wskazuje na to, że popełnił samobójstwo. Jakoś nie mogę się z tym pogodzić. Jednak i tu istnieje pewne wyjaśnienie czy nawet usprawiedliwienie. Odszedł w sile wieku. Z potencjałem. Na własne życzenie. Wedle różnych internetowych spekulacji nic nie zapowiadało takiego obrotu sprawy. Widocznie coś się załamało, pękło, puściły szwy spajające wolę życia. Jeśli to prawda, że w młodości cierpiał na depresję, takie rozwiązanie wcale nie dziwi. Depresja, ten – jak mawiał Churchill – czarny pies, nie puszcza tak łatwo. Czasem zwolni uściski i da chwilę fałszywej wolności, chwilę oddechu, by potem zachować się jak mąż psychopata, który nagle jest miły dla swej żony, by za tydzień znowu stać się sobą i prać ją z jeszcze większym animuszem. Internetowi znawcy dają rady, jak uniknąć czy wyjść z depresji, nieoceniona w swych radach jest także znana podróżniczka i specjalistka od wszystkiego, która depresję pokonuje w weekend, a może nawet szybciej.

W jednym z komentarzy w sieci ktoś napisał, że muzyka Chrisa zawsze napełniała go smutkiem. Chyba się zgodzę z tą opinią, nie była to twórczość radosna. Przy okazji - czy w spojrzeniu Chrisa Cornella gościła kiedykolwiek galopująca wesołość? Twórczość stanowi w dużej mierze odbicie tego, co siedzi w środku człowieka i chce wyjść na zewnątrz. I nikt nie przypuszczał, że koncert w Detroit jest ostatni – Chris rzekomo zapowiedział swe odejście w ostatnim utworze… Samobójcy zostawiają wiele wskazówek, mniej lub bardziej zawoalowanych, subtelnych, wieloznacznych. Pytanie brzmi, co można wtedy zrobić, i czy w ogóle coś można?

Ktoś popełnia samobójstwo, a ze skutkami jego decyzji muszą sobie poradzić inni. To trochę nie fair, ale wtedy na pertraktacje jest już za późno. Z drugiej strony nie wszystko w życiu jest fair.

Chrisa Cornella już nie ma wśród żywych. Mam nadzieję, że znalazł się w lepszym miejscu. Kto wie, może wszystko jest tam tańsze, lepsze, jest więcej pustych miejsc parkingowych, a na koncerty przychodzi więcej ludzi? Chris Cornell zostawił puste miejsce parkingowe. I nie tylko takie. Za wcześnie. Zdecydowanie za wcześnie.


3 komentarze

Backonik, 26.05.2017, 22:32

Wszyscy odchodzą, szybciej, później. Nie kiedy nie ma się na to wpływu. Chris miał. W tym miesiącu odeszło też więcej gwiazd. Wodecki ze znanej pszczółki https://youtu.be/8pQalXmClNc i Robert Miles - Children https://youtu.be/CC5ca6Hsb2Q Pokój ich duszom.

Backonik, 20.07.2017, 22:04

I następny Chester Bennington...

Mariusz Włoch, 20.07.2017, 22:07

No właśnie się dowiedziałem o Chesterze. Jak powiedział w "Trójce" Piotr Kaczkowski o Cornellu: "Widocznie lista powodów, dla których warto żyć, okazała się dla Chrisa zbyt krótka..."