Wirus nie jest groźny, czyli niech...
Epidemia wirusa zaskoczyła wszystkich, nikt przecież nie spodziewał się, że tak rozwiniętej i najmądrzejszej ludzkości przytrafi się taka...
Epidemia wirusa zaskoczyła wszystkich, nikt przecież nie spodziewał się, że tak rozwiniętej i najmądrzejszej ludzkości przytrafi się taka...
Zawarte w nagłówku słowo „mordy” to liczba mnoga słowa rodzaju żeńskiego „morda”, czyli inaczej paskudna gęba,...
Wygląda na to, że przed bombardowaniem sukcesem nie da się w obecnych czasach uciec. Podlany propagandowym obornikiem sukces zdradziecko nas...
Bywają dni, kiedy dopadają mnie refleksje około-egzystencjalne. Może to przez tę pogodę, a zwłaszcza brak słońca? Bo co by było, gdyby się okazało, że to ostatni dzień mojego życia? No właśnie, w takim momencie pojawia się mnóstwo pytań, które pozostaną raczej bez odpowiedzi.
Bo na przykład który z posiłków byłby tym ostatnim?
Jaka płyta zamknęłaby etap bytności na ziemi i czy przesłuchałbym ją z należytą uwagą i zadowoleniem, które zwykle słuchaniu muzyki powinno towarzyszyć?
A czy zdążyłbym się pożegnać z tymi, z którymi chciałbym się pożegnać, i czy oni chcieliby się pożegnać ze mną? Na takie pytania raczej nie sposób znaleźć odpowiedź.
Która trasa rowerowa byłaby tą finalną?
Jakie byłoby ostatnie zdanie, które przeczytałbym w którejś z książek?
Z kim przeprowadziłbym ostatnią rozmowę i na jaki temat?
Komu wysłałbym ostatni sms?
Od kogo dostałbym ostatniego lajka na fejsbuku?
Jakie słowo lub zdanie wypowiedziałbym jako ostatnie?
Może pojawiłyby się jakieś wspomnienia, typu:
Dla kogo byłem miły i kto odwzajemnił się tym samym?
Kto mi ostatnio zajechał drogę swym szybkim samochodem, a ja zachowałem spokój?
Jakie było ostatnie piwo, które kupiłem w osiedlowym sklepie?
Hmm.
Ponoć dobrym sposobem jest przeżywanie każdego dnia tak, jak gdyby miał być ostatnim. Może to i dobre podejście, bo można się skoncentrować na jak najlepszym przeżywaniu bieżącej chwili, na tak głębokim jak to tylko możliwe byciu tu i teraz. W ten sposób nawet w zwykłych czynnościach dostrzeże się wiele pozytywnych rzeczy. Chyba tak to właśnie działa. W końcu życie wydaje się składać właśnie z takich drobnych przeżyć, malutkich puzzelków, które razem tworzą „duży” obraz, na pełną układankę naszego żywota. Tyle że podchodząc do każdego dnia, jak do ostatniego, w końcu kiedyś się trafi – i taki dzień faktycznie okaże się ostatnim. Ale to w sumie też normalne i każdy ma to zagwarantowane. W totolotku takiej gwarancji nie ma.
Zastanawiam się, co czuł Tomasz Beksiński, kiedy prowadząc swą ostatnią audycję w radiowej Trójce mówił:
Czy zdają sobie państwo sprawę z tego, że dziś spotykamy się po raz ostatni… w latach 90-tych dwudziestego stulecia? I w ogóle może to być nasze ostatnie spotkanie…
W jego przypadku sytuacja wyglądała nieco inaczej – on już wiedział, miał zaplanowany swój ostatni dzień. Nigdy się nie dowiemy, co wtedy czuł.
Swoją drogą warto obejrzeć film o Beksińskich – Ostatnia rodzina. Mocna rzecz, naprawdę. Skłania do przemyśleń i może, choćby i częściowo, dać malutką podpowiedź w kwestii „po co żyjemy”.
Na koniec – czy przeżyłeś dzisiejszy dzień tak, jak gdyby był twoim ostatnim? Bo ja mam spory niedosyt.
2 komentarze
ya, 11.12.2016, 22:03
Artykuł też mocna rzecz - nie mniej niż Ostatnia rodzina
hamama, 12.12.2016, 16:36
Poruszasz temat, przed którym większość z nas woli uciekać. Nigdy nie wiadomo, co będzie w naszym życiu ostatnie, jeśli nie mamy dokładnie zaplanowanego odejścia, tak jak Beksiński i wielu ludzi jemu podobnych. Czasem takie przemyślenia są otrzeźwiające i to jest ich główna zaleta.