Wirus nie jest groźny, czyli niech...
Epidemia wirusa zaskoczyła wszystkich, nikt przecież nie spodziewał się, że tak rozwiniętej i najmądrzejszej ludzkości przytrafi się taka...
Epidemia wirusa zaskoczyła wszystkich, nikt przecież nie spodziewał się, że tak rozwiniętej i najmądrzejszej ludzkości przytrafi się taka...
Zawarte w nagłówku słowo „mordy” to liczba mnoga słowa rodzaju żeńskiego „morda”, czyli inaczej paskudna gęba,...
Wygląda na to, że przed bombardowaniem sukcesem nie da się w obecnych czasach uciec. Podlany propagandowym obornikiem sukces zdradziecko nas...
Trzecią część „Mojej walki” (Min kamp 3) autorstwa Karla Ovego Knausgårda przeczytałem już w oryginale (książka wyszła także po polsku) i po raz kolejny przekonałem się, że czytanie wersji oryginalnej to zdecydowanie ciekawsza przygoda. Trudno to jakoś sensownie wytłumaczyć, ale chodzi tu głównie o mniejszy dystans między autorem a czytelnikiem – omija się w ten sposób rolę tłumacza, który przecież – chcąc nie chcąc – zawsze dokłada do książki coś od siebie.
Trzecia część „Mojej walki” to opis dzieciństwa autora. I znów, jak w przypadku części 1 i 2, w powieści króluje detal (co stanowi świetną okazję na poszerzenie słownictwa). Knausgård opisuje z aptekarską wręcz dokładnością najbliższe otoczenie, wystrój pokoju, rodzaj czasopism, gatunki drzew i krzewów porastających miejsca, gdzie mieszkał z rodzicami i bratem.
No właśnie – dzieciństwo, podobnie jak i okres dorastania (opisany w części 1) minął autorowi w grawitacyjnie ciężkim cieniu ojca, zakażonego paranoicznym wirusem kontroli wszystkiego, co można i czego nie można kontrolować. Dzieciom nie wolno włączać telewizora czy zrobić sobie kanapki, wszystko jest przygotowane zgodnie z wcześniej ustalonym schematem, od którego nie powinno być żadnych odstępstw. Matka obu chłopców wydaje się stać z boku, sprawia wrażenie emocjonalnie nieobecnej, jak gdyby żyła w innym wymiarze, choć to może tylko wrażenie, bo postać matki nie stoi w centrum „3”.
Za to ojciec jest wszędzie i nadrabia chęcią śledzenia każdego kroku swoich synów – wszystko musi być wyjaśnione, co prowadzi do tego, że chłopcy uciekają się do różnych forteli, by pewnych rzeczy ojcu nie mówić. Ten jednakże, dysponując jakimś dodatkowym zmysłem, bacznie obserwuje swoich synów i z reguły bezbłędnie rozpoznaje po ich zachowaniu, że coś jest nie tak. No i zaczyna się przesłuchanie, zakończone często targaniem za ucho, rzuceniem o ścianę czy inną formą przemocy fizycznej. Cóż, może przywrócenie rozumu drogą bezpośredniej perswazji ma niekiedy swój sens, jednak w sytuacjach przedstawionych w powieści nie znalazłem na to żadnego uzasadnienia.
Karl Ove w sposób mocno naturalistyczny wspomina swoje „pierwsze związki” i inne ważne przeżycia: receptę na pierwszą randkę, polegającą na biciu rekordu długości całowania, zrzucanie kamieni na samochody, podpalanie trawy na wyspie, kradzież jedynego jabłka na starannie pielęgnowanym drzewie, robienie kupy w lesie i śledzenie dalszych jej losów, szukanie gazetek porno na wysypisku. Robi to chwilami tak, że czytelnik może się skrzywić, jednak tu pojawia się pytanie: Kto z nas nie przeżywał podobnych rzeczy? Aby lepiej zrozumieć opisywane historie i odnaleźć się w nich, warto zrobić jeszcze jedną rzecz, o której nagminnie zapominają ślepi krytykanci: jeśli czytasz o życiu dzieciaka, przeczytaj to z perspektywy dzieciaka.
Poza tym Karl Ove wciąż zmaga się z niską samooceną, wciąż się zastanawia, czy to, co robi, podoba się innym. W większości sytuacji to wcale nie ułatwia życia. Sam też przyciąga do siebie przeróżne kłopoty, coś w rodzaju „ojciec i tak się o tym dowie”, i w rezultacie ojciec się dowiaduje i zaczyna się kolejne przesłuchanie. Tak, prawo przyciągania działa…
„3” to świetna okazja, by znów stać się dzieckiem, poczuć radość, kiedy biegało się wokół domu, grało w piłkę, jeździło na rowerze po błocie. To także okazja, by przypomnieć sobie zależność od rodziców, nakazy i zakazy, pewną bezbronność i nadzieję, że rodzice naprawdę chcą dla swych dzieci jak najlepiej.
„3” to wspomnienie dzieciństwa. Mocno ekshibicjonistyczne, ale w dzisiejszym świecie to działa. Czy warto przeczytać? Oczywiście, że tak. Ciekawe, jakie uczucia ta powieść wzbudzi w tobie.
2 komentarze
Backonik, 02.09.2016, 11:43
A masz może po Duńsku?
Mariusz Włoch, 03.09.2016, 13:06
Tej części akurat po duńsku nie mam.