Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

Komunikacja, NLP, rozwój osobisty

Wirus nie jest groźny, czyli niech...

6 października 2020

Epidemia wirusa zaskoczyła wszystkich, nikt przecież nie spodziewał się, że tak rozwiniętej i najmądrzejszej ludzkości przytrafi się taka...

Skazani na sukces, czyli wyrok w...

30 listopada 2018

Wygląda na to, że przed bombardowaniem sukcesem nie da się w obecnych czasach uciec. Podlany propagandowym obornikiem sukces zdradziecko nas...

Słowa i ich (nie)moc, czyli czego potrzeba, by się porozumieć

20 grudnia 2015, komentarze (6)

Jak to się dzieje, że w jednej sytuacji słowa mają moc sprawczą, a w innych nie? Weźmy taki oto życiowy przykład: pożyczasz komuś pieniądze, a tenże obywatel zwleka z oddaniem, więc przypominasz się łagodnie, mówiąc np. "Słuchaj, mógłbyś mi oddać tę skromną sumę, którą jakiś czas temu ci pożyczyłem, a którą miałeś mi oddać jakieś pół roku temu?" W takiej sytuacji twoje słowa mogą nie mieć mocy sprawczej, bo indagowany delikwent albo obieca, że tak, tak, no właśnie miał oddać, już oddaje, dosłownie chwila, tylko dojedzie do domu i już robi przelew, albo w ogóle nie zareaguje.

Ale wystarczy, że swój komunikat wzmocnisz jakiś subtelnym dodatkiem uliczno-podwórkowym, np. „Słuchaj &*(^$^*$@$)()*), oddaj mi wreszcie kasę!” twoje słowa będą miały moc sprawczą. To znaczy kasy nie odzyskasz, za to tamten się na ciebie obrazi. Ale efekt jest, może nie do końca taki, na którym ci najbardziej zależało, jednak słowa pokazały swój lingwistyczny pazur.

W obu podejściach użyłeś słów. Tylko i aż. Słów innych, o różnym zabarwieniu emocjonalno-przyszłościowym, jednak to wciąż są słowa. Tylko i aż.

Słowa. Używamy ich do komunikowania się z innymi. O jakości tej komunikacji i czynnikach dodatkowych pogawędzimy kiedy indziej, dziś chodzi o pewną podstawową kwestię. Słowa oznaczają to, co ludzie zgodzili się, by te oznaczały, dlatego większość słów – a przynajmniej tych najczęściej używanych - jest zrozumiała dla przeważającej części ludzi. Jeśli więc mówisz np. „stół”, umysł twojego rozmówcy widzi mebel składający się z blatu i kilku (najczęściej czterech) nóg, na którym można robić różne ciekawe i nieciekawe rzeczy.

Ze słowem „miłość” mogą być już większe problemy, bo to słowo – w przeciwieństwie do stołu – nie jest już tak namacalne i dające się chociażby fizycznie dotknąć, dlatego każdy człowiek rozumie to inaczej: jeden jako dozgonne gruchanie gołąbków i buchający żar objętych uczuciami serc, drugi jako potrzebę prokreacji i powiększenia liczebności potomstwa, trzeci jako zawsze wyprasowane koszule i gotowy zestaw skarpet, czwarty jako aplikacje na smartfonie, a piąty jako wieczne bycie razem i robienie wszystkiego wspólnie. Nawet na stole lub w jego pobliżu.

Zatem rozumienie danego słowa to krok pierwszy. W sytuacji idealnej obie osoby komunikujące się pojmują dane słowo tak samo, co znacznie ułatwia porozumienie.

Potem czas na krok drugi, czyli stosowanie słów – posługiwanie się nimi we właściwy sposób, odpowiednio do okoliczności i pojemności percepcyjnej twojego partnera w rozmowie. I tu może pojawić się kłopot, kiedy twój rozmówca nie rozumie twojego komunikatu, niechcący lub celowo. Bo jeśli jesteś grzeczny i miły i o coś prosisz, na przykład o wspomniany wyżej zwrot pożyczki, twój dłużnik może udawać, że cię nie rozumie i zacznie zmyślać wymówki (a w dziedzinie unikania spłaty długów inwencja wydaje się niewyczerpana), jeśli natomiast postanowisz być lingwistycznie brutalny, twój rozmówca spojrzy na ciebie nieco inaczej, może nawet z mieszaniną podziwu i lekceważenia, jednak dla uniknięcia spłaty po prostu się obrazi. I tyle. W obu przypadkach nie odzyskujesz kasy.

Czy to oznacza, że słowa zawiodły? I tak, i nie. Bo wszystko rozbija się o dobrą wolę obu stron procesu komunikacji – jeśli jest dobra wola, do porozumienia dojdzie, jeśli takiej woli brak, zawiodą wszystkie możliwe środki. Nawet jeśli użyjesz słów z najwyższej półki i będziesz raził po oczach i uszach elokwencją, ę, ą, ó z kreską, lub zejdziesz do poziomu „veni, vidi, vici” XXI wieku, czyli „przyjszłem, wziełem, pojszłem”.

Słowa mają moc, jednocześnie jej nie mając. Warto o tym pamiętać zwłaszcza teraz, kiedy za parę dni większość z nas zacznie składać swoim bliskim świąteczne życzenia.

6 komentarzy

martac, 21.12.2015, 13:10

Racja, dobra wola to podstawa, bez tego nikt by sie z nikim nie dogadał. Czasami słowa są niepotrzebne, bo mogą wszystko popsuć zamiast pomóc, tak to już z tą komunikacją jest.m

ben, 21.12.2015, 22:50

Podoba mi się szczególnie elokwencja xxi wieku - przyjszłem, wziełem, pojszłem; zupełnie jak bym w tramwaju młodzieży słuchał.

someone, 22.12.2015, 18:12

język żyje, więc niedługo poszłem i przyszłem będzie poprawne, kwestia czasu

Tom, 22.12.2015, 18:49

Niniejszym bardzo Cię przepraszam, ale nie wiem, czy mogę już zapytać, czy może jesteś już wysoce przygotowany i nastawiony emocjonalnie na tę prozaiczną, acz dla co poniektórych będącą wysoce ponadprzeciętnym wyzwaniem, czynność jaką jest decyzja o zwrocie poniekąd już, co prawda Twoich, ale pierwotnie mimo wszystko moich środków płatniczych pod postacią złotych polskich będących w oficjalnym obrocie gospodarczym czynnikiem umożliwiającym nabywanie towarów i usług a co za tym idzie, pomnażanie Produktu Krajowego Brutto naszej kochanej ojczyzny zwanej Polską w jakże zawrotnej kwocie określonej w wyżej wymienionej walucie opiewającej na 20,37?

Mariusz Włoch, 22.12.2015, 19:47

Czyżbyś próbował wyciągnąć ode mnie jakieś środki pieniężne? :)

Tom, 23.12.2015, 22:27

Nie:D Święta za pasem i oprócz magii świąt chciałem poczuć magię słów :D