Wirus nie jest groźny, czyli niech...
Epidemia wirusa zaskoczyła wszystkich, nikt przecież nie spodziewał się, że tak rozwiniętej i najmądrzejszej ludzkości przytrafi się taka...
Epidemia wirusa zaskoczyła wszystkich, nikt przecież nie spodziewał się, że tak rozwiniętej i najmądrzejszej ludzkości przytrafi się taka...
Zawarte w nagłówku słowo „mordy” to liczba mnoga słowa rodzaju żeńskiego „morda”, czyli inaczej paskudna gęba,...
Wygląda na to, że przed bombardowaniem sukcesem nie da się w obecnych czasach uciec. Podlany propagandowym obornikiem sukces zdradziecko nas...
- To może warto też było zrobić analizę konsekwencji – powiedziała filmowa córka do filmowej matki. Cóż, jakże życiowe zdanie. Bo – banał, banał! – wszystko, co robimy, ma jakieś konsekwencje. Jako że przebywam aktualnie w pobliżu działającego telewizora, trochę niechcący obejrzałem wczoraj polski film pod tytułem „Wojna żeńsko-męska”. Zaczął się, spojrzałem, no i jakoś tak poszło.
To komedia, czy raczej parodia, bo jej twórcy przerysowują rzeczywistość praktycznie we wszystkim, także – a może przede wszystkim – w sprawach damsko-męskich. A film opowiada o dziennikarce Barbarze (Sonia Bohosiewicz), która napisała książkę, jednak książka wcale nie odmieniła jej życia i nie przyniosła oczekiwanych pieniędzy. Dopiero późniejszy artykuł w magazynie dla kobiet przynosi jej sławę i uruchamia komercyjną maszynę. Dzięki swym felietonom staje się znawczynią męskich penisów, na podstawie których określa osobowość mężczyzn, pod Warszawą zostaje otwarta pierwsza na świecie Klinika Prącia, potem jest tryskający popularnością program telewizyjny Whose is Whoy? (Czy Krzysztof Ibisz gra tam siebie?). Jednym słowem – sukces! Tyle że w takiej sytuacji chce się więcej i więcej… I pojawia się pytanie – czym właściwie ten sukces jest i co za sobą pociąga?
No właśnie. W chwili, kiedy w jej życiu osobistym wszystko wydaje się stracone, Barbara mówi: zatoczyłam koło i jestem w punkcie wyjścia, tyle że z pełnym kontem. Jednak za odstąpienie od umowy trzeba płacić odszkodowanie - „i tyle na temat pełnego konta”. Trochę lansowania hasła, że pieniądze szczęście nie dają. Możliwe, tak naprawdę to nic nie daje szczęścia, jeśli nie umie się z tego korzystać, a pieniądze jakoś dobrze do tego pasują, bo szybko ogłupiają.
Ten film to bajeczka, dość mocno spłycona, w której czarno-białe postaci wygłaszają takie kwestie, jakich się po nich spodziewamy. Jednak nawet najgłupszy film ma coś do przekazania – odnoszę nawet wrażenie, że im głupszy film, tym więcej przekazuje między wierszami. Można to obejrzeć tylko i wyłącznie dla rozrywki, po czym zapomnieć, zdarzyć się może też i tak, że nawet taki film coś tam w niektórych poruszy i skłoni do refleksji. Odbiór rzeczywistości to przecież sprawa wysoce subiektywna.
Czy to film z happy endem? Jak to w takich przypadkach bywa, bohaterka opamiętuje się, robi remanent na okoliczność ważnych rzeczy w życiu i podejmuje jedynie słuszną decyzję, bo „od spełnionych marzeń gorsze są tylko gwałtowne przebudzenia”. I wtedy, już na samym końcu, do akcji wkracza mistrz drugiego planu, labrador głównej bohaterki, i mówi tak:
- No i co? Miał być pornos, a wyszło cholerne romansidło, tak? Wszystko schodzi na psy.
Hmm. Aż tak źle to chyba nie jest, co?
7 komentarzy
Jadzia, 03.09.2015, 14:35
a ja mam dzisiaj dzień na wychwytywanie z tekstu śmiesznych rzeczy - po kocie z zatwardzeniem popłakałam się ze śmiechu w kontekście tytułu "tryskającym popularnością programem telewizyjnym":)))))))))))))))) Absolutnie NIE wszystko schodzi na psy! jeżeli jeszcze można się uhahać drobnostkami! Jeżeli nie dostrzeżemy małych cudów obok nas, to wiecznie będziemy gonić za szczęściem. A może za pieniędzmi? A przy okazji, ciekawe jakiego pornola chciał zobaczyć labrador?
Marcin M, 03.09.2015, 19:36
Analiza konsekwencji to ważna rzecz. W filmie, o którym piszesz a który oglądałem jakiś czas temu, dziennikarka szła do przodu nie patrząc na nic, no i w pewnym momencie została sama na placu boju, odsunęła od siebie wszystkich bliskich. Stereotyp trochę, ale wszystko w tym filmie jest stereotypowe, właśnie dlatego ludzie chcą takie rzeczy oglądać, żeby potem psioczyć. Mnie jeszcze ciekawi, co na końcu mógłby powiedzieć labrador, a właściwie labradorka, bo to suka była.
Mariusz Włoch, 03.09.2015, 21:07
Z tym stereotypem może być tak, że jest tak oczywisty, że niektórzy go nie zauważą. Zgodnie z powiedzeniem, że pod latarnią najciemniej.
martac, 04.09.2015, 11:26
Whose is whoy - wypowiedzcie to na głos :)
Kati, 04.09.2015, 18:20
Marcin M, labradorka mogła powiedzieć pieskie życie, pogoda pod psem, psia mać, zda się psu na budę, zimno jak w psiarni, żyją jak pies z kotem, łże jak pies i na dodatek wierny jak pies , no i pies na baby!
hamama, 05.09.2015, 10:12
Analiza konsekwencji to konieczność, o której tak wiele osób nie chce pamiętać. Wystarczy wiedzieć, że wszystko co się robi czy mówi, zostawia jakiś ślad. Najbardziej pamiętana i tak będzie niekonsekwencja, niektórzy rodzice powinni to sobie zapisać na dużej kartce i przykleić na drzwiach lodówki. Dzieci to świetni nauczyciele rodzicielskiej konsekwencji, także w filmach.
Mariusz Włoch, 05.09.2015, 12:54
hamama, o dzieciach ktoś fajnie powiedział, że wzorują się nie na tym, co rodzic do nich mówi, tylko na tym, co rodzic robi. Dlatego zawsze mnie zadziwia, kiedy któryś z rodziców z dymiącym papierosem w otworze gębowym mówi dziecku, że palenie jest niezdrowe i że nie powinno palić :)