Wirus nie jest groźny, czyli niech...
Epidemia wirusa zaskoczyła wszystkich, nikt przecież nie spodziewał się, że tak rozwiniętej i najmądrzejszej ludzkości przytrafi się taka...
Epidemia wirusa zaskoczyła wszystkich, nikt przecież nie spodziewał się, że tak rozwiniętej i najmądrzejszej ludzkości przytrafi się taka...
Zawarte w nagłówku słowo „mordy” to liczba mnoga słowa rodzaju żeńskiego „morda”, czyli inaczej paskudna gęba,...
Wygląda na to, że przed bombardowaniem sukcesem nie da się w obecnych czasach uciec. Podlany propagandowym obornikiem sukces zdradziecko nas...
Lekarz pierwszego kontaktu
To zupełnie normalny etap. Zabawa w doktora pierwszego kontaktu. Pierwsze oględziny pacjenta. Dwoje ludzi się spotyka i zaczynają się badać. Sprawdzają, jak na siebie reagują i na ile mogą sobie pozwolić. Potem następuje diagnoza i skierowanie: zostajesz lub wylatujesz. Przyjmijmy opcję „zostajesz”, bo to etap zauroczenia, ogłupienia, zaślepienia, nieustannego wzajemnego zapotrzebowania, a po pewnym czasie do akcji wkracza
Lekarz specjalista
I sytuacja się rozwija. Powstaje związek. Chcesz dogadzać drugiej stronie we wszystkim, czego ona sobie tylko zapragnie, spełniać wszystkie jej potrzeby, ogień płonie, bo ciągle jest podsycany. Stajesz się lekarzem specjalistą w dziedzinie rozpoznawania i zaspokajania potrzeb drugiej strony. No i są fajerwerki, ciągłe niespodzianki, gejzery uniesień. Potem przychodzi codzienność, ogień przygasa i w niektórych przypadkach cała euforia przeradza się w coś, co z pierwotną, radosną wersją ma już niewiele wspólnego. Życie. Jednak to wcale nie jest złe, to w sumie naturalna kolej rzeczy. Często dzieje się coś mniej przyjemnego. Coś, gdy lekarz specjalista już nie wystarcza i do akcji wkracza
Lekarz od umysłu
Rolę takiego doktora często przejmuje jedna ze stron w związku, choć czasem nawet obie, i mniej lub bardziej oficjalnie zaczynają się „ustawiać”. Prać sobie nawzajem umysły. Żeby było tak jak kiedyś, jak na początku, bo jak nie, to znajdę sobie inny, lepszy model. Bo ile jest kobiet, które chcą zmienić swojego męża w kogoś, kto odpowiadałby ich własnemu wyobrażeniu? A ilu jest takich mężczyzn?
Co ciekawe, zabawa w takiego doktora to coś, co uczestnicy związków robią z zawziętością godną maratończyków czy triatlonistów. Nie wiem, skąd się to bierze, w dużej mierze to wzorce wyniesione z domu rodzinnego: za wszelką cenę zmienić tę drugą osobę tak, aby pasowała do wyobrażenia o partnerze idealnym – on ma być dokładnie taki, jak ja chcę. Czasem proces zmieniania trwa miesiąc, czasem 10 lat, może też nigdy się nie kończyć. A kiedy wreszcie się udaje, lekarz nie jest zadowolony z rezultatu, bo mąż nagle stał się pantoflarzem, nie wychodzi z domu, jest obrzydliwie miły, grzeczny i bezpłciowy, a żona zawsze siedzi w domu, gotuje obiadki, chodzi w fartuchu, ogląda w kółko telewizję.
Lekarzu, lecz się sam
Większość ludzi chce zmieniać innych i dopasować ich do własnego wyobrażenia, jednak potem ten nowy obraz z reguły niespecjalnie im się podoba. Plus rozczarowanie, że mąż czy żona się poddał czy poddała. Niektórym przychodzi niezwykle łatwo odgrywanie roli lekarza „od umysłu”, który różnymi sposobami chce złamać swoją partnerkę czy partnera. A tak naprawdę to tacy „lekarze” powinni w pierwszej kolejności zacząć od uleczenia siebie. Uleczenia z tych zgubnych nawyków ulepszania innych. W końcu łatwiej zmienić własne reakcje na innego człowieka niż zabierać się za ulepszanie jego niedoskonałości.
Lekarz ostatniego kontaktu
A kiedy w związku zejdą się dwaj nieustępliwi lekarze od umysłów, może dojść do katastrofy. Wtedy do akcji wkroczy lekarz ostatniego kontaktu w jednej z możliwych wersji: sędzia orzekający o rozwodzie lub grabarz, który pożegna cię z miłym, profesjonalnym uśmiechem. Coś pominąłem?
16 komentarzy
J, 02.07.2015, 15:42
Święte słowa!
Mariusz Włoch, 02.07.2015, 17:43
J - skoro to święte słowa, to może powinienem zasilić szeregi duchowieństwa? A może mamy większe zapotrzebowanie na służbę zdrowia? :)
ajkkafe, 02.07.2015, 17:51
"Potem następuje diagnoza i skierowanie: zostajesz lub wylatujesz." Poprawna diagnoza i adekwatne do niej skierowanie ważne jest na każdym etapie związku ;))
Mariusz Włoch, 02.07.2015, 18:46
Prawda, tyle że diagnoza na tym początkowym etapie wydaje się jednocześnie i najłatwiejsza, i najtrudniejsza. Potem ludzie znają się już trochę lepiej i do wielu rzeczy podchodzą mniej emocjonalnie, no ale wtedy pojawiają się inne czynniki.
ajkkafe, 02.07.2015, 19:02
Tak. Inne kluczowe czynniki.
Mariusz Włoch, 02.07.2015, 19:12
Oczywiście inne kluczowe czynniki pojawiają się tylko przy zastosowaniu opcji "zostajesz".
Marcin M, 02.07.2015, 23:26
Kurczę, jak bym czytał opis mojego ostatniego związku.. Moja ex była świetnym lekarzem od "umysłu", a mi się nie podobała rola, do jakiej byłem przygotowywany. Na szczęście pojawiła się opcja "wylatujesz" i dałem radę się uwolnić. Zabawa w doktora ma wiele twarzy...
cornel, 03.07.2015, 15:17
czasem lekarz ostatniego kontaktu jest najprostszym rozwiązaniem - im szybciej, tym lepiej
martac, 03.07.2015, 15:53
Ja bym się tak nie śpieszyła do "lelarza ostatniego kontaktu". Rzadko sie zdarza związek idealny, ale nawet w takim normalnym można wiele rzeczy naprawić i znów wrócić na poziom "pierwszego kontaktu". To fajne uczucie, takie odświeżające.
axxel, 04.07.2015, 17:17
dobrze, że jest tak gorąco, można łatwiej zacząć pracę jako lekarz pierwszego kontaktu :)
Kati, 06.07.2015, 11:27
cóż, dla pokolenia obecnych 60-70-latków lekarz ostatniego kontaktu był rozwiązaniem ostatecznym, a my sięgamy po nie tak po prostu i zmieniamy na lepszy model...
taknie, 06.07.2015, 15:32
Kati, po co walczyć o związek? W końcu tylko 8 lat jesteśmy razem, mamy dwójke wspaniałych dzieci, teraz nie jest super, więc trzeba się rozstać;) Ten nowy/nowa na pewno będzie lepszy!
Kati, 06.07.2015, 15:58
Lepsze jest wrogiem dobrego - ważne jest, aby model była wystarczająco dobry! Inaczej spędzimy życie w pogoni za lepszym
., 07.07.2015, 19:52
Jest cała masa przyczyn, z powodu których ludzie się rozchodzą. Lepszy model? Raczej niekoniecznie.
ivo, 09.07.2015, 13:45
odwieczne pytanie - męczyć się z kimś, czy lepiej być samemu?
Mariusz Włoch, 09.07.2015, 22:09
Męczyć się czy być samemu - tylko w którym momencie tak właściwie zaczyna się męka? I na czym polega?