Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

Sport i zdrowie

Highway to Hel(l), czyli debiut z...

31 października 2019

Dziś tzw. Halloween, masa dzieci i osób pełnoletnich przebiera się za przeróżne straszydła, pragnąc w ten sposób...

Meantime, czyli podróż wehikułem...

18 listopada 2018

Może to przez tę aurę, bo mży, jest mgliście i ogólnie niesympatycznie, pogoda może być zatem wygodnym wytłumaczeniem każdego rodzaju...

Rock or Bust, czyli dinozaury wiecznie żywe

23 grudnia 2014, komentarze (1)

Tylko krowa nie zmienia poglądów

Dawno temu, bo w roku 1990, w jakimś magazynie muzycznym przeczytałem takie oto zdanie na temat muzyki AC/DC: „Jeśli założyć, że tylko krowa nie zmienia poglądów, AC/DC to właśnie krowa”. Chodziło o to, że wspomniana australijska formacja gra w kółko to samo, jednak czyni to tak, że z jakiegoś powodu fani się nie nudzą. Od tamtego momentu minęło sporo czasu, a zdanie o poglądach krowy jest jak najbardziej aktualne.

Bo oto w 2014 roku, 6 lat po wydaniu poprzedniej płyty, AC/DC wraca z nową propozycją ”Rock or Bust”. Z tym, że tym razem

AC/DC grają mieszankę hip-hopu, elektro i techno

Oczywiście, że żartuję. Czy istnieje ktokolwiek, kto w najbardziej wyuzdanych snach dopuściłby taką ewentualność? Nie sądzę. AC/DC to czysty rock: dwie gitary, bas, bębny i charakterystyczny wokal. I tyle. Żadnych udziwnień, żadnych nowych technologii, żadnych zmian stylu gry. To ewidentna krowa. Zmiana poglądów z pewnością zaszkodziłaby grupie. Bo po co zmieniać coś, co doskonale działa od tak wielu lat?

Co na płycie?

Ano 11 kawałków, zamkniętych w 35 minutach muzyki. Wystarczy. Niepotrzebne wydłużanie Rock or Bust mogłoby znudzić słuchacza, a tak dostajesz możliwość ponownego nastawienia płyty i powtórnego jej przesłuchania. I za każdym razem możesz odkryć coś nowego, choć w przypadku AC/DC na gejzer odkryć nie ma co liczyć. Bo to stary, klasyczny, ogólnie prosty czy wręcz prymitywny rock, zwrotka, refren, zwrotka, refren, solówka Angusa, refren i koniec. Czyli raj dla ortodoksyjnych fanów.

Wyrwani z marzeń o emeryturze

Chwilami mam wrażenie, że rockmani zaczynali powoli porastać mchem muzycznej emerytury, a tu nagle względy komercyjne wyciągnęły ich za uszy z bezpiecznej kryjówki i powiedziały: Orkiestra, grać! Tak mi się właśnie wydaje, że płytę nagrano trochę na odczepnego, z cyklu, no dobra, porzępolimy trochę, a wy dacie nam już spokój. I choć muzycy starają się jak mogą, to momentami owo zmęczenie słychać. Ale nie mam o to pretensji, AC/DC grają 40 lat, Angus już swoje wyskakał i niejedną scenę za pomocą własnych pleców wytarł. I nadal nieźle podryguje, a szkolny mundurek wciąż jak gdyby na miarę szyty.

Dobrzy są

Słucham tej płyty z radością i sentymentem. Bo mimo wszystko na tej płycie jest radość. Bo to kawał historii rocka w nieco odświeżonej wersji, która z pewnością znajdzie rzesze naśladowców. Nie muszę chyba dodawać, że każdy kawałek podobny jest do czegoś, co AC/DC już wcześniej nagrali, bo to oczywista oczywistość. Kto zespół lubi, ten będzie zadowolony, kto nie lubi, ten nie będzie. Proste.

W każdym razie Rock or Bust to dobry prezent. Nie tylko z okazji świąt. Ogólnie – duchowy i audialny. A słuchając płyty krew zaczyna szybciej krążyć i masz ochotę trochę się poruszać, co może wyjść tylko i wyłącznie na zdrowie.

1 komentarz

tom, 24.12.2014, 15:16

Rock or bust! I tyle na temat!