Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

Sport i zdrowie

Highway to Hel(l), czyli debiut z...

31 października 2019

Dziś tzw. Halloween, masa dzieci i osób pełnoletnich przebiera się za przeróżne straszydła, pragnąc w ten sposób...

Meantime, czyli podróż wehikułem...

18 listopada 2018

Może to przez tę aurę, bo mży, jest mgliście i ogólnie niesympatycznie, pogoda może być zatem wygodnym wytłumaczeniem każdego rodzaju...

Zrost nastąpił, czyli kto się zna na ortopedii

7 listopada 2014, komentarze (8)

Nadszedł wreszcie ten wielki dzień,

kiedy się okazało, że niepozorna kostka w mojej stopie się zrosła. Oznacza to ni mniej ni więcej powrót do chodzenia bez wsparcia uroczej pary kul, sióstr Mitozy i Mejozy, dla przyjaciół Mici i Meci. Oddałem je bez żalu, choć po tak długim wspólnym życiu powinienem był jakiś żal odczuwać. A dlaczego to tak długo trwałem w związku z wymienionymi wyżej istotami? Pewnie przez to, że kostka się powoli zrastała. A dlaczego się tak powoli zrastała? Bo nie mogła szybciej.

Przejdę od razu do epilogu i powiem tak: mam wrażenie, że na ortopedii najmniej znał się ortopeda, do którego udałem się w pierwszej kolejności. A polecono mi go jako specjalistę. Nie, nie napiszę, kto to, nie o to tutaj chodzi. Cała ta historia pokazała, że obsługa klienta i zainteresowanie pacjentem mają w Polsce jeszcze wiele do nadrobienia. Także w sektorze prywatnym. Ale po kolei.

Ortopeda

Ortopeda oczywiście zapytał, co mi się stało, a kiedy opowiadałem, wiercił się na krześle i jakby tylko jednym okiem łypał na przyniesione zdjęcie. Po chwili bez zbędnej zwłoki skierował mnie na fizjoterapię. Co ciekawe, nie do ośrodka, w którym sam przyjmował, tylko do zupełnie innego. Do swojego kolegi. W sensie biznesowym to nawet zrozumiałe. No i to tyle wizyty. A gdyby wtedy wsadzili mi nogę w gips albo przynajmniej powiedzieli: „Nie używać, nie obciążać, oszczędzać!” pewnie zrosłaby się szybciej. Tyle że kolega terapeuta nie zarobiłby pieniędzy od razu, jeśli w ogóle.

Fizjoterapia

Na fizjoterapii u kolegi ortopedy było typowo – co rusz przychodził inny praktykant i pytał, po co właściwie przyszedłem i co on ma zrobić. Cóż, to jakaś forma pracownika etatowego, któremu w większości przypadków jest raczej wszystko jedno. Stopa? Może być stopa. Ucho? Czemu nie!

Zmieniłem wprawdzie miejsce terapii, jednak sytuacja się powtórzyła – właścicielka nie miała możliwości, by zająć się konkretnym przypadkiem. Nie dlatego, że jej się nie chciało, w żadnym razie. Raczej dlatego, że musiała wykonywać zabiegi w zastępstwie pracowników, którzy nie stawili się do pracy z powodu np. katarku. Ech, to młode, delikatne pokolenie. W każdym razie po drugiej terapii i trzech miesiącach nadwątlona kość nadal nie wykazywała zrostu. Fizjoterapia ani nie zaszkodziła, ani nie pomogła, a mnie rozsadzała chęć czynnego wypoczynku (no dobra, na rowerze jeździłem, tyle że krótsze dystanse, żeby nie przesadzić; no i nie zabronili mi tego).

Stomatolog, transplantolog, ginekolog

W końcu poszedłem do mojej dentystki. Osoby, która zrozumiała sytuację.

- Skoro cię nie boli, kiedy jeździsz, to może wcale nie musi się zrosnąć? – powiedziała. Ciekawe podejście. Oczywiście zaraz po wizycie wsiadłem na rower. Pomogło.

A potem spotkałem panią transplantolog, która widząc, że podpieram się kulami, wysłuchała opowieści, zadała parę pytań, po czym zaleciła medykamenty przyśpieszające zrost kostny. Połączenie w miarę czynnego wypoczynku z lekarstwem chyba zadziałało, bo opis dzisiejszego rentgena powiedział, że doszło do zrostu kostnego.

- Czy to znaczy, że już mogę odstawić kule? - zapytałem zaprzyjaźnionego lekarza ginekologa. Ten przeczytał opis, popatrzył na zdjęcie i rzekł:

- Tak. Wszystko ok.

Minimum zainteresowania

Nie chcę uogólniać, że na ortopedii znają się wszyscy spoza tej dziedziny, bo świetnych ortopedów jest z pewnością masa. Chodzi po prostu o to, że odrobina zainteresowania pacjentem z pewnością pomogłaby szybciej leczyć różne przypadki. Bo nadal, niestety, lekarze nie widzą człowieka, tylko chorobę, przypadłość, niepełnosprawność. I to ją próbują leczyć, nie człowieka. No dobra, kość to kość.

Mimo wszystko w sprawach zdrowotnych najlepszą radę daje zespół Czarno-Czarni w tytułowej piosence serialu „Daleko od noszy”:

"Daleko od noszy, od noszy najdalej,

Najlepiej nie choruj, omijaj szpitale!"

8 komentarzy

j, 07.11.2014, 21:52

hurrrrrraaaaa!!!!!!!!!!!!!! nareszcie!!!!!!!!!!!!!!

Mariusz Włoch, 07.11.2014, 21:53

Kurczę, nie sądziłem, że kogoś to tak ucieszy ;)

axxel, 07.11.2014, 21:56

Ja też się cieszę, bo już nudziłeś tę nogą :)

Gigi, 07.11.2014, 21:57

niestety jak przeczytałam: "daleko od noszy.... nie choruj, omijaj szpitale", pierwszy skojarzeniem była doktor Karinka, czyli nieodżałowana Anna Przybylska [*]

j, 07.11.2014, 21:58

najgorsze były odgłosy kul - wszystkie! ale wytrwałam :))))

ivo, 07.11.2014, 21:59

weź teraz sobie do serca: https://www.youtube.com/watch?v=nFOLhtsyvMA :)))))

Mariusz Włoch, 07.11.2014, 22:00

A myślisz axxel, że mnie ona nie nudziła?

axxel, 13.11.2014, 10:53

Wniiosek jest taki - kiedy boli cię noga, idź do dentysty na rozmowę, potem pytaj się transplantologa, czy nie trzeba przeszczepić, na końcu pogadaj z ginekologiem, czy już możesz korzystać, do ortopedy lepiej nie iść, co za czasy!