Highway to Hel(l), czyli debiut z...
Dziś tzw. Halloween, masa dzieci i osób pełnoletnich przebiera się za przeróżne straszydła, pragnąc w ten sposób...
Dziś tzw. Halloween, masa dzieci i osób pełnoletnich przebiera się za przeróżne straszydła, pragnąc w ten sposób...
W sumie to wszystko przez dzisiejszą audycję w „Trójce”. Audycja rozpoczęła się po godzinie 16, trwała prawie 2 godziny, a...
Może to przez tę aurę, bo mży, jest mgliście i ogólnie niesympatycznie, pogoda może być zatem wygodnym wytłumaczeniem każdego rodzaju...
Nadszedł wreszcie ten wielki dzień,
kiedy się okazało, że niepozorna kostka w mojej stopie się zrosła. Oznacza to ni mniej ni więcej powrót do chodzenia bez wsparcia uroczej pary kul, sióstr Mitozy i Mejozy, dla przyjaciół Mici i Meci. Oddałem je bez żalu, choć po tak długim wspólnym życiu powinienem był jakiś żal odczuwać. A dlaczego to tak długo trwałem w związku z wymienionymi wyżej istotami? Pewnie przez to, że kostka się powoli zrastała. A dlaczego się tak powoli zrastała? Bo nie mogła szybciej.
Przejdę od razu do epilogu i powiem tak: mam wrażenie, że na ortopedii najmniej znał się ortopeda, do którego udałem się w pierwszej kolejności. A polecono mi go jako specjalistę. Nie, nie napiszę, kto to, nie o to tutaj chodzi. Cała ta historia pokazała, że obsługa klienta i zainteresowanie pacjentem mają w Polsce jeszcze wiele do nadrobienia. Także w sektorze prywatnym. Ale po kolei.
Ortopeda
Ortopeda oczywiście zapytał, co mi się stało, a kiedy opowiadałem, wiercił się na krześle i jakby tylko jednym okiem łypał na przyniesione zdjęcie. Po chwili bez zbędnej zwłoki skierował mnie na fizjoterapię. Co ciekawe, nie do ośrodka, w którym sam przyjmował, tylko do zupełnie innego. Do swojego kolegi. W sensie biznesowym to nawet zrozumiałe. No i to tyle wizyty. A gdyby wtedy wsadzili mi nogę w gips albo przynajmniej powiedzieli: „Nie używać, nie obciążać, oszczędzać!” pewnie zrosłaby się szybciej. Tyle że kolega terapeuta nie zarobiłby pieniędzy od razu, jeśli w ogóle.
Fizjoterapia
Na fizjoterapii u kolegi ortopedy było typowo – co rusz przychodził inny praktykant i pytał, po co właściwie przyszedłem i co on ma zrobić. Cóż, to jakaś forma pracownika etatowego, któremu w większości przypadków jest raczej wszystko jedno. Stopa? Może być stopa. Ucho? Czemu nie!
Zmieniłem wprawdzie miejsce terapii, jednak sytuacja się powtórzyła – właścicielka nie miała możliwości, by zająć się konkretnym przypadkiem. Nie dlatego, że jej się nie chciało, w żadnym razie. Raczej dlatego, że musiała wykonywać zabiegi w zastępstwie pracowników, którzy nie stawili się do pracy z powodu np. katarku. Ech, to młode, delikatne pokolenie. W każdym razie po drugiej terapii i trzech miesiącach nadwątlona kość nadal nie wykazywała zrostu. Fizjoterapia ani nie zaszkodziła, ani nie pomogła, a mnie rozsadzała chęć czynnego wypoczynku (no dobra, na rowerze jeździłem, tyle że krótsze dystanse, żeby nie przesadzić; no i nie zabronili mi tego).
Stomatolog, transplantolog, ginekolog
W końcu poszedłem do mojej dentystki. Osoby, która zrozumiała sytuację.
- Skoro cię nie boli, kiedy jeździsz, to może wcale nie musi się zrosnąć? – powiedziała. Ciekawe podejście. Oczywiście zaraz po wizycie wsiadłem na rower. Pomogło.
A potem spotkałem panią transplantolog, która widząc, że podpieram się kulami, wysłuchała opowieści, zadała parę pytań, po czym zaleciła medykamenty przyśpieszające zrost kostny. Połączenie w miarę czynnego wypoczynku z lekarstwem chyba zadziałało, bo opis dzisiejszego rentgena powiedział, że doszło do zrostu kostnego.
- Czy to znaczy, że już mogę odstawić kule? - zapytałem zaprzyjaźnionego lekarza ginekologa. Ten przeczytał opis, popatrzył na zdjęcie i rzekł:
- Tak. Wszystko ok.
Minimum zainteresowania
Nie chcę uogólniać, że na ortopedii znają się wszyscy spoza tej dziedziny, bo świetnych ortopedów jest z pewnością masa. Chodzi po prostu o to, że odrobina zainteresowania pacjentem z pewnością pomogłaby szybciej leczyć różne przypadki. Bo nadal, niestety, lekarze nie widzą człowieka, tylko chorobę, przypadłość, niepełnosprawność. I to ją próbują leczyć, nie człowieka. No dobra, kość to kość.
Mimo wszystko w sprawach zdrowotnych najlepszą radę daje zespół Czarno-Czarni w tytułowej piosence serialu „Daleko od noszy”:
"Daleko od noszy, od noszy najdalej,
Najlepiej nie choruj, omijaj szpitale!"
8 komentarzy
j, 07.11.2014, 21:52
hurrrrrraaaaa!!!!!!!!!!!!!! nareszcie!!!!!!!!!!!!!!
Mariusz Włoch, 07.11.2014, 21:53
Kurczę, nie sądziłem, że kogoś to tak ucieszy ;)
axxel, 07.11.2014, 21:56
Ja też się cieszę, bo już nudziłeś tę nogą :)
Gigi, 07.11.2014, 21:57
niestety jak przeczytałam: "daleko od noszy.... nie choruj, omijaj szpitale", pierwszy skojarzeniem była doktor Karinka, czyli nieodżałowana Anna Przybylska [*]
j, 07.11.2014, 21:58
najgorsze były odgłosy kul - wszystkie! ale wytrwałam :))))
ivo, 07.11.2014, 21:59
weź teraz sobie do serca: https://www.youtube.com/watch?v=nFOLhtsyvMA :)))))
Mariusz Włoch, 07.11.2014, 22:00
A myślisz axxel, że mnie ona nie nudziła?
axxel, 13.11.2014, 10:53
Wniiosek jest taki - kiedy boli cię noga, idź do dentysty na rozmowę, potem pytaj się transplantologa, czy nie trzeba przeszczepić, na końcu pogadaj z ginekologiem, czy już możesz korzystać, do ortopedy lepiej nie iść, co za czasy!