Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

Trener nowych czasów

Strajk nauczycieli, czyli krowy i...

11 kwietnia 2019

Obecny strajk nauczycieli przypomina mi rok 1993. Miałem wtedy zdawać maturę i do samego końca nie było wiadomo, czy do niej dojdzie, czy nie....

Atak dopełnienia dalszego, czyli o (nie)dopasowaniu językowym

19 października 2014

Schody w komunikacji

Komunikacja to coś, co dzieje się praktycznie cały czas. Nawet teraz, kiedy to czytasz. Zatem komunikacja to coś, co z jednej strony jest niezwykle proste, chwilami nawet tak proste, że staje się trudne. Czyli: rozmawiasz z kimś, przekazujesz jakąś – twoim zdaniem – prostą treść, a tu się okazuje, że twój rozmówca ni w ząb nie łapie, o co ci chodzi. Myślę, że każdy z nas czegoś takiego doświadczył, w końcu kontakt międzyludzki to nieodzowna część naszej codzienności.

Zatem jeśli kiedykolwiek kogoś uczyłeś, tłumaczyłeś coś swojej ukochanej lub swojemu ukochanemu (na przykład po to, aby ratować związek), to wiesz, że najlepiej mówić do innych tak, żeby zrozumieli. Ha ha ha. Nawet proste komunikaty, np. „skręć w lewo”, czy „wdepnąłem w psią kupę i dlatego cuchną mi sandały”. Niby nietrudne, a jednak… Chodzi zatem o to, aby podczas komunikacji z innymi używać języka, który twój rozmówca będzie w stanie zrozumieć. I tu zaczynają się schody, i to wcale nie dlatego, że twój interlokutor nie zna chińskiego. Tu zaczynają się schody, bo powinieneś znaleźć się na poziomie twojego rozmówcy, przynajmniej na czas rozmowy. Po co? Żeby cię zrozumiał.

Dopełnienie dalsze atakuje

Zajmuję się ogólnie pojętym nauczaniem od wielu lat i doskonale wiem, że jeśli w zależności od sytuacji nie zmienię swojego miejsca na tych „schodach”, mój rozmówca może uznać mnie za kogoś, z kim ciężko się rozmawia czy że między nami nie ma przysłowiowej chemii. Dlatego podczas moich warsztatów stosuję język tak prosty, jak to tylko możliwe. Dopiero gdy odbiorca pozwoli na więcej, pozwalam sobie na więcej.

I tak na przykład na sesjach językowych nie używam słów w rodzaju „podmiot” czy „orzeczenie”, bo nie wszyscy wiedzą, co z tym zrobić, a na uzupełnianie braków z podstawówki nie ma czasu. Zamiast „podmiotu” czy „orzeczenia” używam tzw. tańszych zamienników, różnego rodzaju opcji opisowych, np. zamiast „podmiot” - osoba, która coś robi, zamiast „orzeczenie” – to, co ten ktoś robi. I to działa, choć czasem chciałoby się rzucić jakimś dopełnieniem dalszym, okolicznikiem celu czy innym dyferencjałem semantycznym. Ale nie zawsze można, więc jeśli chcesz być dobrym trenerem – a już zwłaszcza Trenerem Nowych Czasów – grasz „tak, jak przeciwnik pozwala.”

Tańsze zamienniki

Ciekawi mnie, czy poniższy tekst, zaczerpnięty z pewnego kursu językowego, jest dla ciebie w pełni zrozumiały:

Jeśli do rzeczownika w formie określonej dodamy przymiotnik w roli przydawki, przed przymiotnikiem musimy postawić specjalny rodzajnik określony, tzw. rodzajnik prepozycyjny.

Hmm. Z pewnością można by to napisać prościej. Sam się zastanawiam jak, bo gdybym osobiście formułował powyższe objaśnienie, z pewnością poszukałbym zwrotów, które potencjalny odbiorca mógłby zrozumieć z większą łatwością. Dla Trenera Nowych Czasów stosowanie prostego i jasnego języka stanowi jedno z najważniejszych zadań, więc może już dziś warto skupić się na tym zagadnieniu.

Pochwała uniformu

I w tym miejscu od razu przypomina mi się opowieść jednego ze znajomych, który chciał pochwalić strój pewnego młodziana, zwracając się do niego w taki oto sposób:

- Fajny masz uniform.

Rozmówca znajomego popatrzył na niego z mieszaniną niepewnych uczuć na obliczu, po czym wypalił:

- A nie chcesz w dziób?

No i tak to właśnie mój znajomy przecenił możliwości swojego rozmówcy. Na szczęście do „chcesz w dziób” nie doszło.

PS. Wiesz już, z jakiego kursu językowego pochodzi umieszczony tutaj cytat?

Brak komentarzy