Dotrzymać słowa, czyli o zawartości...
DCM angielski 3 spełnia swój dydaktyczny obowiązek od miesiąca, więc udając, że mam tzw. wolną chwilę, piszę jeszcze parę...
DCM angielski 3 spełnia swój dydaktyczny obowiązek od miesiąca, więc udając, że mam tzw. wolną chwilę, piszę jeszcze parę...
Dziś do druku trafiła trzecia część językowej sagi DIRECT COMMUNICATION METHOD angielski: DCM angielski 3. Zapowiadałem jej wydanie już...
Kolejne egzemplarze książki DIRECT COMMUNICATION METHOD angielski 2 trafiają do rąk i umysłów nowych odbiorców, a wraz z tym...
Narodowa przypadłość
Premier Tusk jest faworytem na szefa Rady Europejskiej. Stanowisko ma zostać obsadzone na jutrzejszym szczycie Unii. Donald Tusk spełnia wszystkie kryteria, reprezentuje kraj położony w Europie Środkowo-Wschodniej, ma nawet poparcie Davida Camerona i jest ponoć bliski przyjęcia stanowiska. Donald Tusk ma jednak pewną wadę, która może mu przeszkodzić nie tyle w otrzymaniu funkcji, co podczas jej późniejszego sprawowania. Cóż to za wada? Zasadnicza podczas pracy za granicą czy chociażby w środowisku wielonarodowościowym: nasz premier ma kłopoty z płynnym komunikowaniem się po angielsku i nie zna francuskiego.
No i masz ci los. A mogło być tak pięknie. Znów przeszkadza nieznajomość języka, albo przynajmniej brak umiejętności płynnego komunikowania się w języku innym niż ojczysty. Czy to nasza narodowa przypadłość?
Kwestia ambicji i zaangażowania
Nauka języka to proces, który wymaga trochę (no dobra, nieco więcej niż trochę) czasu i zaangażowania osoby uczącej się. Często wygląda to jednak tak, że ktoś idzie na kurs, chce na chybcika „coś tam podłapać”, nauczyć się „jakichś słówek” i żeby „trochę rozumieć i jakoś tam się dogadać”. A wszystko po to, żeby „podłapać jakąś robotę”. I na tym ambicje się kończą. A szkoda, bo w następstwie takiego podejścia Polacy pracują za granicą w zawodach znacznie poniżej swoich kwalifikacji. Zjawisko takie nasila się zwłaszcza tam, gdzie Polacy wyjeżdżają masowo. Powtórzę: szkoda. Szkoda talentu wykształconych i obrotnych ludzi.
Z jakiego powodu chcesz marnować swój talent i wykształcenie tylko po to, żeby „podłapać jakąś robotę” i „trochę rozumieć i jakoś się dogadać”? Tu z odpowiedzią nie zawsze jest prosto, bo trzeba znaleźć lub wymyślić powody. A wystarczy zrobić jedną rzecz: zainwestować w siebie, a dokładniej w rozwój umiejętności językowych. Nie chodzi tu o „jakieś słówka”, tylko o naukę komunikacji, poznanie procesów rządzących zachowaniami ludzi w danym kraju czy konkretnym środowisku.
To tylko język
Tylko i aż. Wielu specjalistów mogłoby pracować w swoich zawodach za granicą (jeśli już muszą, bo specjaliści bardziej potrzebni są w naszym kraju), gdyby tylko podszlifowali język. A tu w wielu przypadkach dzieje się coś dziwnego i dla mnie niezrozumiałego: byle szybko, byle tanio i byle jak. A potem są efekty. Z jakiego powodu Polak nie może być traktowany za granicą jak partner, a nie kolejny emigrant, któremu można z litości przydzielić proste zadania? Polak może być partnerem dla Anglika, Niemca czy Norwega. Język. I właściwe podejście. Oto recepta. Uczmy się posługiwać językiem i komunikować. To otwiera drogę profesjonalistom.
„Skejpem” Polska mówi!
I tu po raz kolejny daje o sobie znać „skejp”. Nie mam pojęcia, skąd się to wzięło, jednak Polacy z maniakalnym uporem tak to słowo wymawiają, a potem się dziwią, że jak to źle, przecież wszyscy tak mówią! Może i tak, tyle że błędnie. I już na początku rozmówca wie, że ma przed sobą kogoś niedoinwestowanego językowo. I nawet cudzoziemcy się dziwią. Pewna Ukrainka była mocno zdziwiona tym „skejpem”, bo ją nauczono poprawnej wymowy „skajp”. A że w Polsce prawie wszyscy tak mówią, to i ona zaczęła. Na szczęście dało się ją uratować.
Którą kategorię wybierasz?
Wniosek: jeśli już się za coś brać, to lepiej robić to dobrze. Powtórzę któryś tam raz: to, jak mówisz, pokazuje, kim jesteś. I jak jesteś odbierany. Polak za granicą nie musi być traktowany jak obywatel kategorii B. Warto dobrze się przygotować, bo nie każdy z nas może objąć zagraniczną fuchę z pozycji Donalda Tuska.
A jeśli nie podoba ci się takie podejście, możesz zostać przy tym, co już dobrze znasz, jesteśmy przecież wolnymi ludźmi. Potem powiesz, że wejszłeś dzisiej na skejpa, a tam nuda, to sie wziełeś i pojszłeś do telewizoru, a tam premier Tusk w Brukselu. No to zaczełeś sie pszyglondać premieru Tusku i słuchać, jak mówi po angielsku…
1 komentarz
ivo, 01.09.2014, 22:20
Tusk dzisiaj obiecał, że do grudnia nauczy się tego angielskiego. Co nam pozostaje? Do roboty!!! Już nawet premier nie jest wymówką :)