Dotrzymać słowa, czyli o zawartości...
DCM angielski 3 spełnia swój dydaktyczny obowiązek od miesiąca, więc udając, że mam tzw. wolną chwilę, piszę jeszcze parę...
DCM angielski 3 spełnia swój dydaktyczny obowiązek od miesiąca, więc udając, że mam tzw. wolną chwilę, piszę jeszcze parę...
Dziś do druku trafiła trzecia część językowej sagi DIRECT COMMUNICATION METHOD angielski: DCM angielski 3. Zapowiadałem jej wydanie już...
Miło mi donieść, że już wkrótce pojawi się druga część językowej sagi – podręcznik do nauki angielskiego DIRECT COMMUNICATION...
Kolejne egzemplarze książki DIRECT COMMUNICATION METHOD angielski 2 trafiają do rąk i umysłów nowych odbiorców, a wraz z tym zjawiskiem pojawiają się jakże słuszne spostrzeżenia, że „Dwójka” (326 stron) jest większa od „Jedynki” (290 stron). A skoro tak się dzieje, to czy kolejna część językowej sagi, DCM angielski 3 – tak jak kolejne części opowieści o Harrym Potterze – będzie jeszcze większa? Niniejszym pragnę wyjaśnić pewne zjawisko i rozwiać objętościowe obawy.
DCM angielski 1 i 2 już przedstawiałem tu na blogu, zatem teraz nawiązuję do tamtych opisów dość skrótowo: w DCM angielski 2 znajdziesz tematy nowe oraz te, które są rozwinięciem kwestii z DCM angielski 1 – to oczywiste zjawisko w procesie poszerzania umiejętności językowych. Innymi słowy – to, co umiałeś powiedzieć na poziomie zupełnie początkującym, w DCM angielski 2 powiesz w nowy, lepszy – bo bardziej zaawansowany – sposób. Czyli – do celu, jakim jest wyrażenie siebie, swoich myśli i uczuć, prowadzić będzie więcej dróg. Zatem wachlarz twoich możliwości językowych rośnie. Mam tu na myśli oczywiście odbiorcę rozumiejącego fakt, że trzywyrazowym równoważnikiem zdania nie wyrazi swych odczuć związanych z przeżyciami podmiotu lirycznego przeczytanego właśnie kolejnego wiersza. No dobra, żarty na bok – nie włączajmy w to czegoś tak dziwnego jak równoważnik zdania.
Zatem DCM angielski 2 jest „większa” od swej poprzedniczki, głównie dlatego, że wprowadzone tam zagadnienia chciałem przedstawić możliwie szeroko, podając różne możliwości, odcienie i niuanse. Oczywiście, że nie udało mi się wcisnąć wszystkiego, bo wtedy książka byłaby 4-5 razy grubsza. Inna rzecz jest taka, że po wprowadzeniu nowej konstrukcji ćwiczysz ją z zastosowaniem słownictwa, które pojawiało się wcześniej. Zbyt duża dawka leksyki i jednoczesne podanie nowych zagadnień gramatycznych to recepta na zniechęcenie i przeciążenie mózgów odbiorców. Zatem najważniejszy jest umiar i zdrowy rozsądek, jak mawiał legendarny Keith Richards.
Książki DCM są tak skonstruowane, że nowe zagadnienia łączą się z wprowadzonymi wcześniej, są na nich budowane – w ten sposób ćwiczysz nowe rzeczy i powtarzasz rzeczy starsze. Tak naprawdę innego wyjścia nie ma. Wątpię, czy sam chciałbyś cofać się (choć we wstępie do każdego podręcznika DCM, mimo wszystko, gorąco cię do tego zalecam) i z własnej nieprzymuszonej woli powtarzać starsze rzeczy, które – jak najczęściej się okazuje – większość uczących się uznaje za perfekcyjnie przyswojone, zapamiętane, opanowane. Niestety, wyobrażenie o własnych umiejętnościach najczęściej rozmija się ze stanem faktycznym. Tyle że w epoce technologii, które udają, że wyręczają człowieka praktycznie we wszystkim, ludzie łapią się na iluzję, że nic nie trzeba robić, a efekty i tak się osiąga, i to nawet o wiele bardziej spektakularne niż w starych, zwykłych czasach, kiedy myślenie stanowiło wartość samą w sobie. Każde nowe zagadnienie to trybik w mechanizmie języka – wprowadzając je, pokazuję zależności, podobieństwa i różnice między nimi. Język to swoista układanka złożona z wielu elementów, które właściwie dobrane, sprawią, że będziesz budować sensowne i atrakcyjne dla siebie i swego rozmówcy wypowiedzi.
A skoro DCM angielski 2 przerosła zawartością i rozmiarem część 1, to co będzie z DCM angielski 3? Uprzejmie donoszę, że „Trójka” będzie raczej w rozmiarze „Jedynki”, przynajmniej tak mi się wydaje w tej chwili. DCM angielski 3 jest już roboczo gotowa i wchodzi w fazę przygotowania do wydania. Przyznam się, że tej fazy trochę nie lubię, bo tu bym coś dodał, tam rozwinął temat, tu coś przyciął, gdzie indziej z kolei pokazał kilka przykładów z dziedziny gramatyki kontrastywnej. To dość męczący etap, walka z samym sobą, to takie cierpienia starego lingwisty. Jednak gdy obserwuję, jak językami posługują się użytkownicy książek DIRECT COMMUNICATION METHOD i kiedy dostaję mądre, konstruktywne komentarze, to wiem, że wszystko jest na dobrej drodze. I tej drogi będę się trzymał.
Brak komentarzy