Wirus nie jest groźny, czyli niech...
Epidemia wirusa zaskoczyła wszystkich, nikt przecież nie spodziewał się, że tak rozwiniętej i najmądrzejszej ludzkości przytrafi się taka...
Epidemia wirusa zaskoczyła wszystkich, nikt przecież nie spodziewał się, że tak rozwiniętej i najmądrzejszej ludzkości przytrafi się taka...
Zawarte w nagłówku słowo „mordy” to liczba mnoga słowa rodzaju żeńskiego „morda”, czyli inaczej paskudna gęba,...
Wygląda na to, że przed bombardowaniem sukcesem nie da się w obecnych czasach uciec. Podlany propagandowym obornikiem sukces zdradziecko nas...
Czy posługiwanie się tym samym językiem gwarantuje porozumienie? Zależy, kto się chce porozumieć. Zatem niekoniecznie. Bo okazuje się, że mówienie w tym samym języku to zaledwie mus podstawowy, takie „zło konieczne”. Reszta to komunikacja, czyli w uproszczonej wersji nadawca i adresat. Plus to, co zachodzi między nimi. No właśnie, coś tam się niby dzieje, a efektów brak. Bo nadawca nadaje na falach, których nie odbiera odbiorca. Oto kilka przykładów z życia, a konkretnie z jednego odcinka ścieżki rowerowej w Szczecinie: Głębokie – Park Kasprowicza.
Zbliżam się do zestawu tarasującego przejazd na całej szerokości: kobieta w wieku ok. 25 lat, z papierosem w ustach, rozmawiająca przez telefon na tematy najprawdopodobniej związane z prostytucją, bo co chwilę słyszę słowo na „k”. idący obok niej facet bawi się smartfonem i rechocze. Kiedy kobieta widzi, że się zatrzymuję, bo ich (jej?) dziecko wyszło na środek, zaczyna żywo gestykulować i przemawia do swej pociechy takimi oto słowami:
„Gdzie, k****, leziesz? Nie widzisz, że tu ciągle rowery jeżdżą? Zobaczysz Norbert, że w końcu przejedzie cię jakiś rower!” A Norbert (3-4 lata) stoi na środku i z wielkim zainteresowaniem mi się przygląda, pewnie zobaczył kolejnego ufoludka w ciemnych okularach, kasku i na wielkim rowerze. Uśmiecham się do dzieciaka, omijam go i jadę dalej.
Kolejny przypadek. Na moje oko trzylatek biega od krawędzi do krawędzi ścieżki i – jak to trzylatek – niczym się nie przejmuje. Kiedy zwalniam, do akcji wkracza matka trzylatka, wygłaszając taką oto nacechowaną pedagogicznie przemowę:
„No i po co znów tak biegasz? Czy nie pamiętasz, jak ci mówiłam, że podczas spaceru należy ze spokojem iść po prawej stronie? Ale kto by tam słuchał matki! Ile razy mam ci to powtarzać? Czy głos matki w ogóle coś dla ciebie znaczy? Czym ja sobie na to zasłużyłam!” Przez chwilę też się zastanawiam, czym sobie na to zasłużyła, w każdym razie dzieciak zachowuje się tak, jakby głos matki faktycznie nic dla niego nie znaczył.
Czy tak było naprawdę? Niekoniecznie. Dzieciak po prostu nie rozumiał, co matka do niego mówi, bo nie mówiła do niego językiem małego dziecka. Mówiła językiem dorosłego, językiem, którego ten młody obywatel jeszcze nie poznał. Dzieci nie rozumieją języka dorosłych, przynajmniej nie tak, jak dorośli by sobie tego życzyli. Dla dziecka zawsze ciekawsza będzie kałuża na środku drogi niż nadjeżdżający samochód.
Innym razem omijam dwie dziewczyny na rolkach i zbliżam się do pani z rozległą ondulacją, delikatnie używam dzwonka, wtedy pani mnie zauważa i zaczyna strofować swego towarzysza spaceru:
„Krystianku, no jak ty się zachowujesz? Co w ciebie wstąpiło? Czy nie widzisz, że nadjeżdża rowerzysta? Naprawdę nie poznaję cię! Nigdy taki nie byłeś! Zejdź natychmiast na prawą stronę! Na prawą! To ta, gdzie ja idę!”. Krystianek ani myśli sie ruszyć, tylko patrzy, więc pani ściąga go ze ścieżki za pomocą smyczy. Krystianek to nieduży piesek.
Komunikacja (nie tylko) międzyludzka to niezwykle ciekawy temat.
Ciekawe, jak należy przemawiać do dzików, kiedy coraz częściej pojawią się na drogach. No i czy one w ogóle zareagują?
1 komentarz
ivo, 31.07.2014, 14:21
Naprawdę kobieta mówiła do psa "KRYSTIANKU"?????????????????????????????