Highway to Hel(l), czyli debiut z...
Dziś tzw. Halloween, masa dzieci i osób pełnoletnich przebiera się za przeróżne straszydła, pragnąc w ten sposób...
Dziś tzw. Halloween, masa dzieci i osób pełnoletnich przebiera się za przeróżne straszydła, pragnąc w ten sposób...
W sumie to wszystko przez dzisiejszą audycję w „Trójce”. Audycja rozpoczęła się po godzinie 16, trwała prawie 2 godziny, a...
Może to przez tę aurę, bo mży, jest mgliście i ogólnie niesympatycznie, pogoda może być zatem wygodnym wytłumaczeniem każdego rodzaju...
Pogoda w święta dopisała, więc opłacało się wsiąść na rower i w wielkanocną niedzielę odwiedzić miejsca, w których od dawna nie gościłem. Mogło oczywiście wiać trochę słabiej, jednak dla fana rowerowych wojaży nie ma złej pogody, co najwyżej niewłaściwie wybrany kierunek, gdy się jedzie ciągle pod wiatr.
Zatem Wielkopolska. Trasa rozpoczęła się od odcinka Kakawa – Brzeziny, 10 kilometrów centralnie pod wiatr, więc miałem co robić. Potem Brzeziny – Grabów, przychylny wiatr, asfalt średnio dziurawy, choć asekuracyjnie ze znakiem informującym, że nawierzchnia w złym stanie technicznym. No i różne niespodzianki, pod postacią zaskakujących manewrów domorosłych mistrzów kierownicy po osobliwą rolniczą dbałość o asfalt, wyrażającą się nawożeniem drogi – chyba po to, żeby droga dłużej się trzymała albo coś na niej wyrosło.
Odcinek Grabów – Wieruszów (to już województwo łódzkie) to głównie zmagania z wiatrem. I jak tu nie wierzyć w mądrość ludową, wedle której najciężej jedzie się pod górę i pod wiatr? Jednak nie ma odcinków nie do pokonania, wystarczy tylko mocniej naciskać na pedały i myśleć o czymś lekkim i przyjemnym. A w miejscowości Wyszanów dylemat natury egzystencjalnej: czy trzymać się głównej drogi czy może z racji wieku skręcić w lewo?
Pojechałem główną drogą. Nie czuję się jeszcze gotowy na skręt w lewo.
Wieruszów to nieduże miasteczko, w którym niewiele się dzieje, zwłaszcza gdy zamknięte są wszystkie sklepy, a ludzie oglądają telewizję. Kolejny odcinek to przejazd z Wieruszowa do Kępna, ok. 10 km trasą na Wrocław. Mało przyjemna droga dla rowerzysty, na szczęście ruch znośny i nawet nikt nie trąbił. W Kępnie odbiłem na Ostrzeszów, jechałem częściowo po czymś, co ktoś dla żartu nazwał ścieżką rowerową, a częściowo niemiłą dla cyklisty główną trasą na Poznań. W Ostrzeszowie skręciłem na Grabów i znalazłem się na nieco spokojniejszym terenie, choć z większym wyborem dziur w asfalcie.
Po kilkunastu minutach dotarłem do Bukownicy - miejsca, gdzie bywałem częściej prawie 20 lat temu. Ale ten czas leci. A w remizie, którą uwieczniłem na zdjęciu, zdarzyło mi się nawet bawić na weselu. Też wieki temu. Nie pamiętam, czy na obiad był rosół. Chyba tak, to było tradycyjne polskie wesele.
A potem wróciłem do Grabowa i pętla się zamknęła - ostatnie 20 km i koniec wycieczki.
Cała trasa liczyła 124 kilometry, trwała ponad 4 godziny. Sport zaliczony, potem przyszła kolej na zdrowie, czyli uzupełnianie płynów, a jako że były święta, więc sok, woda, herbata, kawa…
4 komentarze
Edyta, 23.04.2014, 14:53
Gdybym wiedziała, że przejeżdża Pan przez Wyszanów podbiegłabym z książką prosząc o dedykację..... :)
Mariusz Włoch, 23.04.2014, 16:21
O, to nie wiedziałem, że jestem tak popularny w Wyszanowie :) Następnym razem na pewno będzie dedykacja (można oczywiście wcześniej napisać do mnie na facebooku lub mailem)
Johnyyy, 25.04.2014, 16:08
Nie ma to jak trochę ruchu podczas świątecznego obżarstwa i do tego ten "świąteczny" krajobraz w postaci obornika na drodze :)
Mariusz Włoch, 25.04.2014, 17:11
Coś mi się wydaje, że to obżarstwo jest lekko przereklamowane, chyba że to rodzaj tradycji. A ruch jak najbardziej wskazany. Obornik na drodze może oznaczać wiele rzeczy - trzeciego dnia nie wytrzymałem i zrobiłem zdjęcie.