Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

Dziewczyna do trójkąta

7 czerwca 2013

Nagle wyrósł przed nami Andrzej. Metr sześćdziesiąt żywego ciała, sto kilogramów, w których zamknięto hektolitry bulgoczącego testosteronu.

- O, jak miło, że jesteście! Czas zaczynać, nieprawdaż? A czyż to nie ta urocza osóbka, o której marzyliśmy od tak wielu godzin? – dojrzał w mroku Izę i natychmiast wyciągnął do niej dłoń na powitanie. – Dzień dobry, Andrzej jestem. Nie mieliśmy jeszcze tej przyjemności razem. Na pewno świetnie sobie poradzisz. Też się będę starał. Obiecuję, że dam z siebie wszystko. Stawiam tylko na prawdziwy profesjonalizm. Zawsze i wszędzie. Słabości mówię stanowcze: nie! Przejdź proszę, tędy, ja pójdę tuż za tobą.

Iza ruszyła we wskazanym kierunku, a Andrzej spojrzał na mnie, mrugnął i podniósł do góry kciuk, co miało oznaczać, że przyprowadziliśmy właściwą osobę. Nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni. Jak dotąd Andrzej był z nas zadowolony, bo sam był w tych sprawach w pewnym sensie niedoinwestowany. Potrafił ocenić, kto się nadaje, ale dalsze pertraktacje nie wychodziły mu ani trochę. Prawdę mówiąc, przez jego nieudolne działania przegapiliśmy parę niezłych. A niewykorzystane okazje mogą się podobno zemścić, tyle że na coś takiego nie możemy sobie pozwolić. Nie w obecnym stanie, nie teraz.

- Izo, twoje miejsce jest tu, po prawej – poinstruowała ją Aldona, bo Andrzeja zaczepił jakiś mały, łysy facet w samych slipach i o coś zapytał. Iza poszła we wskazanym kierunku i przygotowała się do tego, co miało się zacząć dosłownie za chwilę.

- Dajcie mi parę minut – poprosiła mnie i Aldonę. Zgodziłem się natychmiast, kiwałem głową, że tak, jasne, owszem, dam ci tyle, ile chcesz, nie śpiesz się, to ważna chwila, może zaczekać, bądź sobą, żyj spokojnie, pokaż, na co cię stać, ale nie jeden raz. – Gdzie tu jest toaleta? Zawsze idę do toalety przed, no wiecie, zanim zaczniemy. Muszę zrobić się na bóstwo – dodała i znów się do mnie uśmiechnęła. Niech w pisuarze się utopię, jaki ona ma uśmiech, może wezmę ją do domu, posadzę na półkę i poproszę, żeby się uśmiechała, a jak spadnie z tej półki, ukołyszę ją do snu w moim łóżku.

- Włączajcie kamery, mikrofony, światła! Wszyscy na miejsca! Dajcie z siebie wszystko, to musi nam się udać! – krzyknął Andrzej i nagle zalał nas strumień światła. Zmrużyłem oczy, zawsze łapię się na ten sam numer, po chwili oczy przywykły. No to bierzemy się do rzeczy, nadszedł twój wielki moment, pokaż, na co cię stać, myślałem sobie.

Zaczęliśmy. „Cztery pory roku” wyszły nam znakomicie. Iza była świetnym muzykiem i miała doskonale opanowane partie trójkąta. Potem okazało się, że na flecie także znakomicie sobie radzi. Dostała natychmiastowy angaż, bo Andrzej, szef naszej orkiestry, był pod wielkim wrażeniem jej gry i osoby. Powiedział, że przyprowadzamy mu coraz lepszych muzyków, których może zatrudniać praktycznie w ciemno. Jesteście zawodowcami, dziękuję wam, dodał. Poprzedniczka Izy odeszła przed dwoma dniami. Podobno będzie grać w filmach gdzieś na południu Niemiec, bo lepiej tam płacą. A ja nadal nie zostałem pierwszym skrzypkiem w orkiestrze, chociaż Andrzej mógłby wreszcie pokazać, że docenia mój ogromny wkład w rozwój orkiestry.