Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

Sport i zdrowie

Highway to Hel(l), czyli debiut z...

31 października 2019

Dziś tzw. Halloween, masa dzieci i osób pełnoletnich przebiera się za przeróżne straszydła, pragnąc w ten sposób...

Meantime, czyli podróż wehikułem...

18 listopada 2018

Może to przez tę aurę, bo mży, jest mgliście i ogólnie niesympatycznie, pogoda może być zatem wygodnym wytłumaczeniem każdego rodzaju...

Czy ścieżka rowerowa ogranicza?

27 czerwca 2013

Dla cyklistów tzw. ścieżka rowerowa albo coś, co ją w jakimś stopniu przypomina, może być przyczyną wielu niedogodności – od kontuzji siedzenia z powodu słabej nawierzchni po złamania kończyn, kiedy nie uda się ominąć nagłej przeszkody.
I właśnie. Na początek część teoretyczna, a w niej pytanie: dla kogo przeznaczona jest ścieżka rowerowa? Odpowiedź wydaje się oczywista: dla rowerów, a raczej rowerzystów, którzy przemieszczają się po ścieżce za pomocą rowerów. Jednak rzeczywistość okazuje się inna i płata przeróżne figle, bo nagle okazuje się, że na ścieżkach rowerowych najczęściej znajdują się piesi, dziury (efekt zimy lub kradzieży kostki), samochody, zwierzęta (dzikie i oswojone).
Rowerzyści twierdzą, że są prześladowani (słusznie i niesłusznie) z różnych powodów – że jeżdżą po chodnikach, że jeżdżą po ulicy, że zajeżdżają drogę, itd. Zgadzam się z tymi zarzutami – sam jeżdżę przecież na rowerze i stosuję się do przepisów, ale czasem widuję takich rowerzystów, których powinno się zatrzymać i spuścić im potężny łomot za powodowanie zagrożeń na drodze. A potem powietrze z kół.
Jednak czasem rowerzyści są niewinni. Ostatnio byłem świadkiem takiego oto zdarzenia: ścieżką rowerową przy jeziorku na Derdowskiego jechał rowerzysta. Jakieś sto metrów przed nim, po lewej stronie ścieżki znajdował się mężczyzna. Stał z boku, na trawie i teoretycznie w niczym nie mógł przeszkodzić jadącemu dość szybko rowerzyście. Po prawej stronie ścieżki hasał sobie pies. Rowerzysta kontynuował podróż, ale jakie było jego zdziwienie, kiedy zauważył – niestety trochę za późno – że mężczyznę i psa łączy smycz. Nie pomogło ostre hamowanie. Smycz zrobiła swoje, reszta potoczyła się bardzo szybko. Po chwili rowerzysta z trudem podnosił się z asfaltowej nawierzchni.
- I co narobił? Po co tak szybko jeździ? – zaczął krzyczeć właściciel psa.
Rowerzysta patrzył na niego zszokowany. Może przez upadek. Po chwili przemówił:
- Pan zablokował ścieżkę. Chyba złamałem rękę.
- Co zablokował? Co zablokował? Jeździ taki jak wariat i jeszcze marudzi, że mu się blokuje! Zaraz policję wezwę! Nie będzie mnie tu jakaś głupia ścieżka ograniczać, będę chodził tam, gdzie chcę – krzyczał mężczyzna.
- A mnie pan razem ze swoim psem ogranicza poczytalność – powiedział rowerzysta, podszedł do krzykacza i wymierzył mu niezły cios w brzuch.
Nieładnie, prawda? Jeden cios załatwił sprawę. Na drugi się nie zanosiło, bo do obrony swego właściciela przystąpił pies. Pies był sporych rozmiarów.
Poturbowany rowerzysta szybko wsiadł na rower i odjechał. Na szczęście nie złamał ręki. Pan pogłaskał warczącego psa, wysmarkał nos i poszedł dalej.
Wiele rzeczy byłoby łatwiejszych – wystarczy respektować pewne zasady. Nie ma nic bardziej niebezpiecznego niż wyłażenie pod jadący samochód czy – w tym przypadku – rower. A zwłaszcza na ścieżce rowerowej.
Swoją drogą, przydałyby się nam takie ścieżki, jak np. w Niemczech czy Skandynawii.

Brak komentarzy