Wirus nie jest groźny, czyli niech...
Epidemia wirusa zaskoczyła wszystkich, nikt przecież nie spodziewał się, że tak rozwiniętej i najmądrzejszej ludzkości przytrafi się taka...
Epidemia wirusa zaskoczyła wszystkich, nikt przecież nie spodziewał się, że tak rozwiniętej i najmądrzejszej ludzkości przytrafi się taka...
Zawarte w nagłówku słowo „mordy” to liczba mnoga słowa rodzaju żeńskiego „morda”, czyli inaczej paskudna gęba,...
Wygląda na to, że przed bombardowaniem sukcesem nie da się w obecnych czasach uciec. Podlany propagandowym obornikiem sukces zdradziecko nas...
Depresja ludzi sukcesu
Przedwczoraj odszedł z tego świata Robin Williams. Aktor, komik, człowiek, który osiągnął sukces (tak przynajmniej uważali wszyscy dookoła), który rozbawiał ludzi, wprawiał ich w lepszy nastrój poprawiał im samopoczucie. Cierpiał na depresję. Od kilkudziesięciu lat. Doszły do tego problemy finansowe i alkoholowe. Leczył się na depresję, mimo to przegrał. Zastanawiam się przy tej okazji, jak bardzo nie chciał żyć, skoro powiesił się na pasku w pozycji siedzącej. Wolę sobie tego nie wyobrażać.
Co ciekawe, wielu znanych „wesołych” ludzi cierpi bądź cierpiało na krótsze lub dłuższe epizody depresyjne. Należą do tej grupy m.in. Jim Carrey, Rowan Atkinson czy Benny Hill. Ludzie, którzy na scenie rozbawiają innych do łez, by potem cierpieć w samotności.
Ile jest prawdy w marketingowym szczęściu
I tu pojawia się moja wątpliwość dotycząca mówców motywacyjnych i ogólnie zawsze roześmianych trenerów rozwoju osobistego, np. Anthony’ego Robbinsa czy Mateusza Grzesiaka. Czy jest możliwe, aby być bez przerwy uśmiechniętym, rozradowanym, pełnym energii i zapału bez konieczności doładowywania baterii? Czy sam uśmiech wtedy wystarcza? Czy to po prostu robienie dobrej miny do złej gry? A może po prostu nieustający marketing, ciągła sprzedaż? Bo firma musi działać i przynosić profity? Cóż, nie dziwi takie podejście, bo obecnie kto się zatrzyma – choćby i na chwilę – natychmiast się cofa.
Depresja kiedyś i dziś
W obecnych czasach depresję wreszcie nazywa się chorobą. Dawniej upatrywano się w obniżonym nastroju skłonności do tworzenia dzieł genialnych, a przedłużający się okres melancholii uważano za przejaw lepszego kontaktu z samym sobą i bytem. Tak cierpiał kiedyś chociażby młody Werter, jednak to romantyczne ujęcie zastąpiono czymś bardziej praktycznym – depresja to choroba, którą należy leczyć. Im szybciej, tym lepiej. Osoba w depresji może zacząć wyrządzać szkody i sobie i innym, najczęściej osobom z najbliższego otoczenia. Tym, którym na takiej osobie najbardziej zależy.
Chorzy i nieprzebadani
Podobno w Polsce na depresję cierpi milion osób. Mówi się, że są chorzy i nieprzebadani, więc prawdziwa liczba dotkniętych depresją może okazać sie o wiele wyższa. W przypadku osób, które rozpoczną leczenie, istnieją duże szanse na wyleczenie, choć walka z depresją to wielkie wyzwanie, wymagające niezwykłej siły woli i skupienia sił.
Te osoby, które leczenia nie rozpoczną, bo nie chcą się do depresji przyznać lub nie mają wystarczającego samozaparcia i siły, będą tylko pogrążać się w otchłani. A wtedy albo zaczną zamykać się w sobie i powoli odchodzić, albo skierują się przeciwko wszystkim dookoła, w mniej lub bardziej świadomy sposób próbując utrudniać im życie.
W takim razie jakie jest trzecie wyjście?
Brak komentarzy