Rajska wygoda

Patryk myślał o samobójstwie. Wszystko się posypało, rozpadło, porozłaziło. Miał wprawdzie momenty, kiedy myśl o zakończeniu życia schodziła na dalszy plan, ale właśnie wtedy uporczywie powracał do niego obraz jego żony, jak to razem z dziećmi odjeżdżają taksówką w nieznanym kierunku. To znaczy znanym, bo do innej dzielnicy Szczecina, na Pogodno. Na Pogodnie mieszkał Maciej, dentysta, właściciel kilku gabinetów dentystycznych, nowa sympatia, a może raczej nowy portfel Beaty.
Patryk rozmawiał z paroma osobami, które mogły jakoś pomóc mu w życiu – psychologiem, księdzem, murarzem i żulem spod sklepu. Dwaj pierwsi pletli jakieś bzdury, jakby dopiero co wyczytali je w mądrej książce, dwaj następni dawali rady praktyczne, choć dość sprzeczne: daj spokój, to zdzira, nie warto se nią głowy zawracać, niedobrze, bracie, teraz to już tylko kula w łeb. No i bądź tu mądry!
Przeglądał nawet fora, na których wypowiadali się niedoszli samobójcy. Same bzdury o nagłym odnalezieniu sensu życia, nowej drogi, światełka w tunelu i tego typu frazesy żywcem wyjęte z pisemek o celebrytach. Niedoszli samobójcy przemawiali w tonach łagodnych, przeciwnicy niedoszłych samobójców wymachiwali piąstkami, toczyli pianę z ust, czy raczej klawiatur komputera, kipieli złością i agresją, i byli tak pełni chęci życia, że w każdej chwili mogli umrzeć od jej nadmiaru. Patryk szybko się znudził.
- Teraz to już tylko kula w łeb – przypomniał sobie słowa podsklepowego żula, pana Tadzia. Pan Tadzio nie dysponował wiedzą na temat innych sposobów popełnienia samobójstwa, wspominał tylko o kuli. A kula, zdaniem Patryka, to wybitnie nienowoczesna metoda przejścia na drugą stronę. Może by się tak powiesić, rozmyślał. Nie, każdy głupi umie się powiesić, nawet po pijanemu. A z kulą to trzeba się trochę wysilić i przygotować, choćby zakupić niezbędny sprzęt. Czyli jednak nie tak najgorzej z tą kulą. A że nienowocześnie? Cóż, przy okazji można chociaż przemysł wesprzeć. Mimo wszystko postanowił jeszcze trochę się wysilić.
A im bardziej się wysilał, tym mniej miał sensownych pomysłów na jakieś ciekawe samobójstwo. Jeśli już ma się zabić, to niech to będzie z rozmachem. I z hukiem. Raz się przecież żyje. I niech Beata żałuje, że nie została z nim. W końcu mało kto decyduje się na samobójstwo w niekonwencjonalny sposób. Wtedy bycie wdową to zaszczyt. Osiedlowa sława też ma swoje znaczenie.
Pomysł przyszedł do Patryka przypadkiem, jak to z reguły w życiu. Maciej dentysta też w końcu pojawił się przypadkiem. No, może prawie – ten akurat wziął się z powodu dziury. Dziury w zębie. Przez dziurę do serca. Ten patent sprawdza się także na wojnie, tyle że serce nie pracuje potem za długo. Pewnie nadmiar bezpośredniego dopływu świeżego powietrza szkodzi sercu. I spory przewiew.