Zaskoczenie w sklepie mięsnym
- Dzień dobry szanownemu panu – odezwałem się, kiedy wszedł do sklepu. Uśmiechałem się zawodowo, tak, by myśleli, że jestem miły i ich lubię. Tamtego dnia nie mogłem się skupić, bo do późna czytałem jakąś książkę o wyrobie wędlin podczas drugiej wojny światowej, no i czytadło mnie wciągnęło. Przed oczami latały mi jakieś kiełbasy, łopatki i żywy knur, zupełnie bez związku. Postanowiłem wziąć się w garść, w końcu przyszedł jeden z moich stałych klientów.
Facet z brodą uśmiechnął się, odpowiedział coś pod nosem i podszedł do lady. Kiedy nie miał najlepszego dnia, mówił cicho i raczej do siebie – wtedy jego francuski był naprawdę słaby i brzmiał zabawnie, jednak ja nie mogłem się śmiać, to byłoby nieprofesjonalne. Mógłbym przecież stracić klienta, a tego moja rodzina nie praktykowała. Tu akurat popierałem wymogi rodzinnej tradycji - przyznam się, że z czasem stałem się prawdziwym jej fanem.
- Co dzisiaj dla szanownego pana? – zapytałem.
- To co zwikle – odparł. Nie było źle, miewał już gorszą dykcję.
- Czyli ptaszek? – postanowiłem uściślić treść zamówienia.
- Ptasiek – przytaknął.
Zdławiłem śmiech. Ten ptasiek rozbawiał mnie jak grzechotka niemowlaka.
- Może być kurczak?
- Tak, poprosię.
No i tak to się odbywało. Pewnego dnia nie wytrzymałem i postanowiłem dowiedzieć się o nim czegoś więcej. W końcu znaliśmy się już trochę. I choć byłem prawie pewny, zapytałem go, skąd pochodzi. To mógł być dobry początek tego typu rozmowy.
- Z Ameriki – odpowiedział.
- O, to wspaniale. Pewnie dobrze się żyje w Ameryce i jest pan tam sławny – zaryzykowałem tezę o sławie Amerykanów, zupełnie nie wiadomo, po co. Z drugiej strony nie znałem Amerykanina, który nie byłby sławny. Tylko takich pokazywali w telewizji.
Facet z brodą uśmiechnął się i kiwnął głową.
- Można tak powiedzieć – stwierdził.
Pomyślałem sobie, że ci Amerykanie to jak już się zrobią sławni i trafią do telewizji, to od razu na całym świecie. Ten pewnie też taki był, chociaż teraz to wiele nie trzeba, żeby być sławnym.
- A jak się szanowny pan nazywa? – postanowiłem rozszerzyć wiedzę na temat sławy wielbiciela drobiu.
- Wharton – odparł.
Nic mi to nie mówiło. Może jaki świeży w show businessie, choć już nie pierwszej młodości.
- Coś jeszcze będzie oprócz ptaszka? – zapytałem.
- Nie, dziękuję, tilko ptasiek.