Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

W nogi!

22 sierpnia 2014

Ela wyglądała na zamyśloną. Milczała przez chwilę, po czym powiedziała:

- A może zróbmy coś zupełnie innego? Chodźmy gdzieś razem, wszyscy, tak jak tu opieramy się o podłogę. Nie jesteśmy stworzone do siedzenia, dlatego aż nas nosi, wy też nie wyglądacie na szczęśliwych. Chodźmy do parku, pobiegamy, pościgamy się, nakarmimy kaczki przy stawie, zjemy lody. Co wy na to? Rozruszacie się trochę.

Hela ucieszyła się i zastukała obcasem o posadzkę, Mirek i Marek byli nieco bardziej powściągliwi – wykonali coś na kształt uwertury do opery stepowanej.

- To co, lecimy? – chciała wiedzieć Hela.

- Ja idę – potwierdziła swoją chęć Ela.

- Wiem, że idziesz, latawico jedna – ofuknęła ją Hela. – Pytam, czy chłopacy idą.

Chłopacy wyrazili jednoznaczną chęć. Pozostawało tylko przejść do działania. Postanowili odliczyć do czterech i ruszyć na hasło „w nogi!”. Przywilej odliczania i rozpoczęcia zabawy przypadł w udziale Eli:

- Reaz, dewa, terzy, czetery! W nogi!

Cztery nogi wyrwały jednocześnie do wyjścia, a stamtąd do parku.

Zastanawiam się, czy znalazłeś się kiedyś w takiej oto sytuacji: siedzisz sobie w kawiarence, obok ciebie jakieś atrakcyjne towarzystwo, wszystko idzie w dobrą stronę, rozmowa jakoś się klei, a tu nagle klienci, siedzący dotąd spokojnie przy stoliku obok, zaczynają drzeć się wniebogłosy. Uwierz mi, można dostać zawału, udaru, rozwolnienia i zatwardzenia jednocześnie.

Jednak ich krzyk przestaje dziwić, kiedy zobaczysz, że ktoś nagle zabrał tym osobom nogi. Że ktoś wyrwał im obie nogi. Mieli nogi i nagle ich nie mają. Jakby z boku zakradł się niewidzialny ktoś z równie niewidzialnym nożem i ciachnął obie nóżki za jednym zamachem. Albo jakiś olbrzym ukręcił je jak skrzydełka niewielkiemu ptaszkowi. To może naprawdę boleć. Można oszaleć z bólu.

Chciałem zapytać Izę, czym się zajmuje, jednak nie zdążyłem. Potworny ból odebrał mi głos. A kiedy spojrzałem w dół i nie zobaczyłem tam swoich nóg, to znaczy, zobaczyłem je resztką sił, jak galopują w stronę wyjścia, wtedy miałem ochotę zemdleć. Zanim zemdlałem, zacząłem krzyczeć głośniej.

A potem nastała ciemność, w którą coraz głębiej się zapadałem.

Odprowadzał mnie rozpaczliwy krzyk Izy…