Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

Komunikacja, NLP, rozwój osobisty

Wirus nie jest groźny, czyli niech...

6 października 2020

Epidemia wirusa zaskoczyła wszystkich, nikt przecież nie spodziewał się, że tak rozwiniętej i najmądrzejszej ludzkości przytrafi się taka...

Skazani na sukces, czyli wyrok w...

30 listopada 2018

Wygląda na to, że przed bombardowaniem sukcesem nie da się w obecnych czasach uciec. Podlany propagandowym obornikiem sukces zdradziecko nas...

Róbmy swoje, czyli według czyjego scenariusza żyjesz

19 marca 2017, komentarze (5)

Człowiek chyba już tak ma, że lubi podpatrywać, podglądać, zapożyczać. Także to, jak żyć. Kto wie, może dobrze jest żyć tak, jak ktoś inny. Bo dzięki temu mniej zastanawiania, szukania, myślenia. Robisz tak jak inni i tyle. To po prostu wygodne. Dlatego nie dziwi mnie, że wiele osób nieświadomie powiela czy celowo kopiuje sposób życia innych i przenosi go do własnej egzystencji. Takie wcielanie nie zawsze jednak daje się odzwierciedlić w skali 1:1. Jednak przysłowiowa trawa za płotem jest z reguły bardziej zielona.

Jedna z technik rozwojowych (modelowanie) sugeruje, by znaleźć sobie „mentora” – żywego czy tylko wyobrażonego – i przejąć, tak dalece jak się da, jego cechy, reakcje i ogólnie pojęty sposób bycia. Tylko że wiele osób (z reguły bezrefleksyjni połykacze pustych mentalnych kalorii) traktuje te postulaty zbyt dosłownie.

Przykład – ktoś znany i lubiany (lubiany, bo zawsze mówi to, co chcesz usłyszeć) daje ci takie oto wskazówki: popatrz na mnie, rób to, co ja, a migiem zdobędziesz bogactwo, kobiety / mężczyzn i całą resztę zbytków tego świata. No i taki zachwycony prostotą żywota naśladowca otwiera dajmy na to firmę, na start kupuje sobie drogie auto, drogie fatałaszki, staje przed lustrem i deklamuje „odę do miłości własnej”, co ma stanowić gwarancję sukcesu i niesłabnący wzwód. A po jakimś czasie okazuje się, że cały ten teatr można sobie w zadek wetknąć.

Czy warto zamieniać się w kogoś innego i „się tworzyć”? Już samo hasło „tworzenia siebie” zalatuje hipokryzją. Mam tu zatem mieszane uczucia.  Sam wielokrotnie się łapałem na tym, że mówiłem: no dobra, zajmuję się językami już tyle lat, warto wreszcie zająć się czymś innym. I tu pojawiał się dylemat: Świetnie! To czym? W takiej sytuacji człowiek skłonny jest podejmować zupełnie nierozsądne decyzje (tak naprawdę to one podejmują się same, dzieje się tak z reguły, gdy w procesie decyzyjnym górę biorą emocje, czyli prawie zawsze) i brać się za coś, co nie ma z jego dotychczasową działalnością nic wspólnego, a nawet stoi z nią w totalnej sprzeczności. Potem są niestety rozczarowania i powrót do tego, w czym jesteś naprawdę dobry. Zaletą takich powrotów jest to, że zaczynasz dostrzegać znacznie więcej nowych możliwości. Tak jakby otworzyła się nagle śluza z nowymi możliwościami.

No właśnie – w czym jesteś naprawdę dobry? Jeśli wiesz, to chyba lepiej będzie, jeśli się na tym skoncentrujesz i będziesz wciąż ulepszał swoje umiejętności. Robienie czegoś zupełnie nowego tylko dlatego, że taka nastała moda i masa innych ludzi zaczęła np. stylizować paznokcie, może się sprawdzi, w większości przypadków takie drastyczne przejścia kończą się jednak rozczarowaniami. Czasami kuszą mnie inne działania, myślałem nawet o wspomnianym stylizowaniu paznokci – można przecież podczas takiej czynności ćwiczyć angielski, niemiecki czy skąd tam klient przyjedzie. Jednak w takiej sytuacji, gdy emocje już opadną, dochodzi do głosu stary, dobry rozsądek i mówi, żeby robić to, w czym się jest naprawdę dobrym.

Życie według zapożyczonych aspiracji może nie dawać szczęścia, co wcale nie znaczy, że robienie tego, w czym się jest dobrym, szczęście gwarantuje. Wszystko prawdopodobnie zależy od wewnętrznej siły i zadowolenia z tego, co się dzieje tu i teraz. A to bywa niekiedy bardzo trudne. Odnajdywanie siebie w życiu bywa odkrywcze, może jednak przestraszyć i niektórzy z nas nie są na to gotowi. Mimo wszystko życie według czyjegoś scenariusza to rozwiązanie znacznie gorsze. To tak jak w filmie – poruszasz się i mówisz tak, jak powiedział reżyser, uśmiechasz się i płaczesz, kiedy musisz. Odrobinę niekomfortowe, prawda?

Więc może zamiast na siłę poszukiwać taniej prostoty i gotowych rozwiązań, róbmy po prostu swoje. Potwierdzeniem tej tezy niech będzie pieśń zmarłego w tym tygodniu Wojciecha Młynarskiego, bo niejedną jeszcze paranoję / przetrzymać przyjdzie robiąc swojeWielcy odchodzą.


5 komentarzy

Karolina, 19.03.2017, 19:32

Szczera odpowiedź na pytanie kim jestem, czego chcę, co wybieram, a ze stratą czego jako konsekwencją tego wyboru się godzę. Świadomość, że nie można mieć wszystkiego i branie odpowiedzialności za swoje wybory. To jest mój przepis na spójność i zadowolenie z życia :-)

Mariusz Włoch, 19.03.2017, 19:41

Ładne. I kluczowe słowo - świadomość.

Backonik, 19.03.2017, 19:48

Czasami, nawet jeśli w czymś jesteś dobry, to możesz w przypadkowy sposób znaleźć coś w czym będziesz lepszy. Trzeba szukać...

Mariusz Włoch, 19.03.2017, 20:18

Jeśli w przypadkowy sposób znajdziesz coś, w czymś będziesz lepszy, to super. Gorzej, jak się ludzie biorą za coś na siłę, bo znajomy zaczął i zarobił 3,50. A szukać trzeba, tyle że podobno im mniej szukasz, tym szybciej znajdziesz.

hamama, 19.03.2017, 20:52

Powracanie do starych czynności jest trochę niebezpieczne, bo w ten sposób wraca się w pewnym sensie do starych nawyków, a te hamują rozwój. Jednak robienie czegoś dobrze jest moim zdaniem ważniejsze, zwłaszcza w tych czasach, kiedy solidność wykonania usługi ma coraz mniejsze znaczenie. Przy okazji - odejście Młynarskiego to wielka strata. On był naprawdę dobry w tym, co robił.