Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

Komunikacja, NLP, rozwój osobisty

Wirus nie jest groźny, czyli niech...

6 października 2020

Epidemia wirusa zaskoczyła wszystkich, nikt przecież nie spodziewał się, że tak rozwiniętej i najmądrzejszej ludzkości przytrafi się taka...

Skazani na sukces, czyli wyrok w...

30 listopada 2018

Wygląda na to, że przed bombardowaniem sukcesem nie da się w obecnych czasach uciec. Podlany propagandowym obornikiem sukces zdradziecko nas...

Ostatni dzień życia, czyli w totolotku nie ma gwarancji

11 grudnia 2016, komentarze (2)

Bywają dni, kiedy dopadają mnie refleksje około-egzystencjalne. Może to przez tę pogodę, a zwłaszcza brak słońca? Bo co by było, gdyby się okazało, że to ostatni dzień mojego życia? No właśnie, w takim momencie pojawia się mnóstwo pytań, które pozostaną raczej bez odpowiedzi.

Bo na przykład który z posiłków byłby tym ostatnim?

Jaka płyta zamknęłaby etap bytności na ziemi i czy przesłuchałbym ją z należytą uwagą i zadowoleniem, które zwykle słuchaniu muzyki powinno towarzyszyć?

A czy zdążyłbym się pożegnać z tymi, z którymi chciałbym się pożegnać, i czy oni chcieliby się pożegnać ze mną? Na takie pytania raczej nie sposób znaleźć odpowiedź.

Która trasa rowerowa byłaby tą finalną?

Jakie byłoby ostatnie zdanie, które przeczytałbym w którejś z książek?

Z kim przeprowadziłbym ostatnią rozmowę i na jaki temat?

Komu wysłałbym ostatni sms?

Od kogo dostałbym ostatniego lajka na fejsbuku?

Jakie słowo lub zdanie wypowiedziałbym jako ostatnie?

Może pojawiłyby się jakieś wspomnienia, typu:

Dla kogo byłem miły i kto odwzajemnił się tym samym?

Kto mi ostatnio zajechał drogę swym szybkim samochodem, a ja zachowałem spokój?

Jakie było ostatnie piwo, które kupiłem w osiedlowym sklepie?

Hmm.

Ponoć dobrym sposobem jest przeżywanie każdego dnia tak, jak gdyby miał być ostatnim. Może to i dobre podejście, bo można się skoncentrować na jak najlepszym przeżywaniu bieżącej chwili, na tak głębokim jak to tylko możliwe byciu tu i teraz. W ten sposób nawet w zwykłych czynnościach dostrzeże się wiele pozytywnych rzeczy. Chyba tak to właśnie działa. W końcu życie wydaje się składać właśnie z takich drobnych przeżyć, malutkich puzzelków, które razem tworzą „duży” obraz, na pełną układankę naszego żywota. Tyle że podchodząc do każdego dnia, jak do ostatniego, w końcu kiedyś się trafi – i taki dzień faktycznie okaże się ostatnim. Ale to w sumie też normalne i każdy ma to zagwarantowane. W totolotku takiej gwarancji nie ma.

Zastanawiam się, co czuł Tomasz Beksiński, kiedy prowadząc swą ostatnią audycję w radiowej Trójce mówił:

Czy zdają sobie państwo sprawę z tego, że dziś spotykamy się po raz ostatni… w latach 90-tych dwudziestego stulecia? I w ogóle może to być nasze ostatnie spotkanie…

W jego przypadku sytuacja wyglądała nieco inaczej – on już wiedział, miał zaplanowany swój ostatni dzień. Nigdy się nie dowiemy, co wtedy czuł.

Swoją drogą warto obejrzeć film o Beksińskich – Ostatnia rodzina. Mocna rzecz, naprawdę. Skłania do przemyśleń i może, choćby i częściowo, dać malutką podpowiedź w kwestii „po co żyjemy”.

Na koniec – czy przeżyłeś dzisiejszy dzień tak, jak gdyby był twoim ostatnim? Bo ja mam spory niedosyt.

2 komentarze

ya, 11.12.2016, 22:03

Artykuł też mocna rzecz - nie mniej niż Ostatnia rodzina

hamama, 12.12.2016, 16:36

Poruszasz temat, przed którym większość z nas woli uciekać. Nigdy nie wiadomo, co będzie w naszym życiu ostatnie, jeśli nie mamy dokładnie zaplanowanego odejścia, tak jak Beksiński i wielu ludzi jemu podobnych. Czasem takie przemyślenia są otrzeźwiające i to jest ich główna zaleta.